Nie
widziałem go tyle lat. Więc plotki były prawdziwe. Widziałem to u niego, nie
poradził sobie. Zmiana otoczenia wcale mu nie pomogła. Żałuję, że go wtedy
zostawiłem. Może gdybym nie odpuścił, nie trafilibyśmy w to miejsce.
Jednak
stało się.
Cholera
gdzie on zniknął. Czy tutaj zawsze muszą być takie tłumy? Mogłem pobiec do
niego od razu po walce, a nie czekać do ostatniej chwili… Sam nie wiem na co
czekałem. Chyba się stresuję. Co jeśli on mnie nie pamięta? A jeśli tak, to czy
po tym co zrobiłem będzie chciał ze mną w ogóle rozmawiać?
Podszedłem do baru, przy którym powinna stać i
obsługiwać blondwłosa barmanka hojnie obdarzona przez chirurga. Powinna… Czyżby udało jej się wreszcie kogoś upić na
tyle by zaciągnąć go na zaplecze? Ech,
czemu akurat teraz..
Rozejrzałem się po raz kolejny po
pomieszczeniu. Sprawdziłem wszędzie. Udało mi się nawet wepchać do szatni w
innych sekcjach i nic. Jakby zapadł się pod ziemię.. Hm. Może w tym wypadku zrobił na odwrót.
Ruszyłem szybkim krokiem w
kierunku wyjścia. Byłem pewien, że nie ma go w podziemiach, przez ten czasu już
dawno bym go znalazł. Wyszedłem przez jedyne znane mi wyjście. Ciekawe czy
wszystkie drogi są takie banalne, zero zakrętów, cały czas prosto szerokim,
gładkim korytarzem. Droga do drabiny szybkim krokiem zajęła mi 3 minuty.
Wyjście prowadziło do wschodniej
dzielnicy.
Z tego, co było mi wiadome dom
Madary – wuja Sasuke - znajdował się w centrum. Miałem tylko nadzieję, że to tam skierował się
Uchiha.
Biegłem sprintem przez uliczki.
To moja szansa. Muszę znaleźć się w centrum przed nim. Nie mógł zajść daleko,
a wątpię aby się spieszył.
Byłem już przy granicy z
centralną częścią miasta gdy usłyszałem niepokojące wrzaski, które zmusiły mnie
do zatrzymania się. Starałem się uspokoić oddech i już zwykłym chodem szedłem w
stronę źródła dźwięku. Schowałem się za rogiem i obserwowałem sytuację.
-Złaź tu smarkulo, bo mnie
popamiętasz! – krzyczał dobrze zbudowany koleś znajdujący się na środku
uliczki. Nie potrafiłem zidentyfikować kto to był, ale byłem pewien, że gdzieś
słyszałem już ten głos. Mężczyzna wpatrywał się w stronę dachu.
Dokładnie z tego miejsca
usłyszałem tak bardzo znajomy głos.
-Ty stąd spadaj to zapomnę o
sprawie. Masz jeszcze chwilę zanim przyjedzie tu policja, wybór należy do
ciebie – na chwilę zamarłem. Co ona tutaj robi. To miejsce jest niebezpieczne,
a ona tak po prostu siedzi na dachu i straszy jakiegoś kolesia policją. W
dodatku jest kompletnie sama. Ta dziewczyna, która zawsze mi zarzuca
nieodpowiedzialność?!
-Wybacz mała, ale jak widzisz mam
tu pewną sprawę do załatwienia – mówiąc to położył stopę na jakimś dziwnym
obiekcie leżącym pod jego stopami. – A może chcesz, żebym i tobą się zajął?
Na chwilę zapanowała cisza, która
zaraz została przerwana przez ostry ton. Gdyby nie jego barwa, nie powiązałbym
jego pochodzenia z Sakurą.
-Zostaw… – Mówiła bardzo powoli.
Nigdy nie słyszałem, żeby używała takiego tonu. Zawsze była dla każdego miła i serdeczna.
Musiało jej bardzo na tym worku zależeć - …go.
„Go”? Dopiero teraz przyjrzałem
się temu, co leżało pod nogami jej rozmówcy. Po dokładniejszej analizie..
To człowiek!
To człowiek!
~~
Ino
zadziwiona moimi słowami spojrzała w tym samym kierunku w momencie, gdy brunet
skręcał w boczną alejkę. Od razu domyśliła się o co chodzi.
Stałabym
tak dalej jak kołek, gdyby nie siwowłosy chłopak, który podejrzanie podążał za
kruczowłosym rozglądając się na wszystkie strony. Blondynka również zwróciła na to uwagę i spojrzała na mnie zaniepokojona.
Pobiegłam
szybko w stronę zakrętu. Przywarłam do ściany i pociągnęłam za sobą Ino, gdy usłyszałam dziwne odgłosy
zza rogu. Zajrzałyśmy do alejki i zamurowało nas.
Siwowłosy
zakradł się właśnie do czarnowłosego
chłopaka. Nim zdążyłyśmy jakkolwiek zareagować zaatakował go, o dziwo nie
napotkał żadnego oporu, to wyglądało jakby czarnowłosy specjalnie się zatrzymał.
Uderzył chłopakiem o ścianę jakby był on zwykłą szmacianą lalką. Przestraszyłam
się nie na żarty. Czarnowłosy w ogóle się nie ruszał.
-Ciacho
ma problem...
-Ćśśśśś,
Ino, musimy być ostrożne, nie może nas zauważyć.
-Nie
zauważyć?! Nie martw się, nie zauważy, za chwilę nas tu nie będzie. Po prostu
zadzwońmy na policję i nic się nie stanie.
-Zanim
przyjedzie tu policja to ten chłopak będzie martwy, zresztą nie ma czasu na gadanie,
musimy mu pomóc – powiedziałam i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na dach
budynku zostawiając za sobą zdezorientowaną Ino.
Nigdy nie
działałam lekkomyślnie. Zawsze każdy mój ruch był przemyślany i dokładny, a
karciłam innych za nieuwagę i pochopność.
Nie wiem
co stało się ze mną w tym momencie. Nie byłam pewna tego, co robię. Po prostu
czułam, że nie mogę teraz siedzieć w miejscu. Moje ciało poruszało się za mnie,
jakby rozum poddał się w całości sercu i to ono teraz mną sterowało.
Czułam
rosnącą we mnie adrenalinę.
Po drodze
zebrałam sporo kamieni które ułożyłam w podwiniętej bluzce. Pobiegłam na górę.
Udało mi się znaleźć dobre miejsce, świetna widoczność i nie zbyt daleko od
mojego celu. Ułożyłam kamienie w jednym miejscu.
Widziałam
jak siwowłosy chłopak podchodzi w jego kierunku i kopie pokonanego w brzuch.
To
podziałało na mnie jak płachta na byka. Nie wiem czemu poczułam ogromną
wściekłość.
Nim się
zorientowałam, co w ogóle robię, wyrzuciłam dwa kamienie w kierunku „tego
złego” z całej siły.
-Ał! –
usłyszałam głośny jęk z dołu. Jeden z kamieni trafił w klatkę piersiową, drugi
przeleciał obok jego nogi. Zauważyłam, że siwowłosy szuka mnie wzrokiem. Cicho
pobiegłam w stronę komina, za którym się ukryłam. Miałam tylko nadzieję, że nie
zdążył mnie zobaczyć. – Wyłaź kimkolwiek jesteś.
Tak, już lecę, oczywiście. Musiałam
wymyślić jakiś plan. Nie mogłam zostawić tutaj tego chłopaka. Wiem, że jest mi
on tak jakby obcy, ale mnie to nie interesowało. Choćbym chciała, nie mogłam go
tu zostawić.
Rozejrzałam
się dookoła szukając jakiejkolwiek inspiracji. Na razie miałam nadzieję, że facet
sam zwieje z obawy przed rozpoznaniem,
w końcu mogłam zawiadomić policję… I miałam szczerą nadzieję, że Ino to
zrobiła.
-Masz
ostatnią szansę by się pokazać - Ukrywasz
się teraz jak tchórz – chciał mnie sprowokować, gdybym była chłopakiem moja
duma mogłaby poczuć się urażona. Jednak jestem dziewczyną i nie zamierzam przez
urażoną dumę wydać się w ręce psychopaty, który napada ludzi na ulicach.
Wychyliłam
się zza komina, żeby zobaczyć, co dzieje się na dole.
Chłopak
kucał i grzebał w ziemi. Zaciekawiona chciałam przyjrzeć się dokładniej. To był
błąd, który mnie wydał. W ułamku sekundy poczułam jak coś uderza mnie w ramię.
Pisnęłam. Jak się okazało chłopak wyrzucił kilka kamieni w stronę dachu. Na
moje nieszczęście jeden z nich mnie trafił.
Co
oznacza, że już wie gdzie jestem.
-A do
tego piszczysz jak baba – skomentował. –
możesz już wyjść, i tak wiem, że chowasz się za tym kominem.
Nie
wiedziałam, co robić. Wyjście z mojej „kryjówki” jest szaleństwem. Co jeśli on
ma broń? Rozum podpowiadał mi, żeby uciekać, ale nie mogłam go posłuchać.
Obejrzałam
się jeszcze raz szukając jakiejkolwiek inspiracji do działania. Niestety jej nie
znalazłam.. No cóż. Chyba czeka mnie pełna improwizacja. (YOLO)
Wzięłam
dwa głębokie wdechy i spokojnym krokiem podeszłam do miejsca, z którego
wcześniej rzucałam, tam zostawiłam moją prowizoryczną broń.
-No, wreszcie postanowiłeś się pokazać… Hah,
przepraszam – postanowiłaś- powiedział kładąc nacisk na ostatnią sylabę.
– musisz być albo bardzo odważna albo wyjątkowo głupia.
Ustawiłam
się przy kamieniach i kucnęłam niby od niechcenia, lecz tak naprawdę chciałam
mieć je na wyciągnięcie ręki.
-Wiesz,
ślicznotko, nie lubię gdy ktoś się wtrąca w nieswoje sprawy, masz ostatnią
szansę. Wracaj do domu bawić się kucykami – powiedział i po czym ignorując mnie całkowicie podniósł leżący na ziemi pręt.
Moje
ciało znów samo zareagowało. Wyrzuciłam tym razem tylko jeden kamień. Celowałam
w jego rękę i trafiłam idealnie. Sama zaskoczona byłam swoją celnością. 1:0 dla
Sakury!
Facet
przeklął i złapał się za bolącą rękę.
-Suka.. –
mruknął. Czułam jak na moim czole pojawia się pulsująca żyłka.
Wzięłam
jeszcze trzy mniejsze kamienie i rzuciłam celując w jego klatkę piersiową.
Wiem, że lepiej byłoby celować w głowę, jednak nie jestem typem człowieka,
który krzywdzi innych, nawet takich ludzi jak on.
-Hej!
Złaź tu smarkulo, bo mnie popamiętasz! – krzyknął wściekły.
Do tej
pory się nie odzywałam. Bałam się, że mój głos zdradzi kumulujący się we mnie
strach. Chciałam zachowywać pozory, że wiem, co robię.
Jednak
nie mogłam ciągle milczeć.
-Ty stąd
spadaj to zapomnę o sprawię. Masz jeszcze chwilę zanim przyjedzie tu policja,
wybór należy do ciebie – o dziwo głos mi nie zadrżał, mogłam być z siebie
dumna. Dla wzmocnienia efektu postarałam się o kpiący uśmiech. Nie czułam już
takiego stresu jak na początku.
-Wybacz
mała, ale jak widzisz mam tu pewną sprawę do załatwienia – powiedział kładąc
nogę na leżącym na ziemi obiekcie mojego zainteresowania. Oczami wyobraźni
widziałam pojawiający się na jego twarzy kpiący uśmieszek. Czułam zbierającą
się we mnie złość. – A może chcesz, żebym i tobą się zajął?
Nie
obchodziła mnie druga część jego wypowiedzi. Wpatrywałam się w nogę znajdującą
się na brzuchu osoby, która wywołała rewolucję w moim sercu.
-Zostaw
go – starałam się zabrzmieć jak najbardziej oschle. Mówiłam powoli i wyraźnie.
Nigdy nie czułam, że tak bardzo mi zależy. Z reguły staram się pomagać, chcę w
końcu zostać lekarzem, żeby pomagać innym. Jednak w tym przypadku nie kierował
mną zwykły altruizm. To było coś więcej.
Spojrzałam
w bok i doznałam olśnienia. Tak, ten plan musiał się udać.
Złapałam
za leżące obok kamienie i zaczęłam rzucać wszystkimi w chłopaka najcelniej jak
tylko umiałam.
-Aał!
Przestań do cholery! – O nie, nie zamierzałam przestawać. W celu uświadomienia
mu tego rzuciłam dwoma kamieniami, jeden trafił go w nogę, za którą za chwilę
się złapał a drugi przeleciał obok głowy. – Dobra. Myślisz, że nie wiem, że za
rogiem jest wejście na balkon? Straciłaś właśnie swoją szansę na ucieczkę.
Teraz się zabawimy – zostawił nieprzytomnego chłopaka samego i pobiegł w stronę
wejścia na balkon.
Szybko
wykorzystałam okazję i pobiegłam w stronę rynny na ścianie. Nigdy nie robiłam
czegoś podobnego, jednak teraz nie mogłam się wycofać. Zresztą, nie miałam
dokąd. Przełknęłam głośno ślinę i usiadłam na krawędzi zadaszenia. Złapałam się
rękoma rynny i przywarłam do niej. Zaczęłam się spuszczać. Niestety zahaczyłam dwa razy o wystające zespojenie między poszczególnymi
fragmentami rury. Trudno, nie miałam czasu na ostrożność. Gdy byłam już w miarę nisko puściłam się rury. Spadłam z początku na proste nogi, trochę zabolało w kolanach. Miałam takie dziwne uczucie, jakby pulsowały i straciłam równowagę.
Upadłam na tyłek.
-Ajć, ajć - mruknęłam trzymając się za bolące miejsce. Ręce też mnie trochę bolały.
Ok. Połowa za mną.
Upadłam na tyłek.
-Ajć, ajć - mruknęłam trzymając się za bolące miejsce. Ręce też mnie trochę bolały.
Ok. Połowa za mną.
Podbiegłam do nieprzytomnego chłopaka. Nie zwracając uwagi na
jego urazy złapałam go pod ramię i przeciągnęłam przez dziurę w ścianie bloku. Tak wiem, że najpierw powinnam ocenić, czy
jego stan nadaje się do jakichkolwiek ruchów, jednak jakbyśmy tu zostali to
mielibyśmy o wiele gorsze problemy!
Specjalnie
wybrałam tą drogę, ponieważ nie była ona widoczna z dachu, na którym wcześniej
siedziałam.
Skręciłam
szybko w prawo, a następnie cały czas prosto. Znałam te uliczki, ponieważ w
młodości bawiłam się we wschodniej dzielnicy. To było jeszcze przed tymi
wszystkimi atakami.
W końcu
dotarliśmy do małego, podziemnego przejścia. Czułam, że mój oddech jest coraz cięższy.
Spojrzałam w stronę bruneta – czy ty musisz tyle ważyć? – mruknęłam w jego
stronę. Chłopak nie zareagował. Próbowałam odgonić od siebie myśli, jak bardzo
cudownie wygląda.
Zastanawiało
mnie też gdzie jest w tym momencie Ino. Mam nadzieję, że zadzwoniła na policję
i się po prostu schowała w jakimś bezpiecznym miejscu.
Doszliśmy
do końca tunelu, który prowadził na mały, opuszczony plac zabaw. Wracają
wspomnienia.
To tutaj
bawiłam się, gdy byłam mała. Nic się nie zmienił. Lubiłam to miejsce. To był
jedyny plac zabaw, który mogłam odwiedzać, ponieważ był blisko domu i daleko od innych
dzieci. Moim jedynym celem była nauka. Przez to
straciłam znaczną część dzieciństwa. Westchnęłam. Nie czas teraz na wspomnienia,
to co było, to było.
Ostatkiem
sił przeciągnęłam chłopaka na dość niską, starą ławkę.
Mogłam
teraz na spokojnie obejrzeć jego rany.
~~
-Aał! Przestań do cholery – powietrze przeszył następny krzyk.
Wychyliłem się znowu by ocenić sytuację. Sakura rzucała w mężczyznę kamieniami.
Pff.. No tak. Ma KAMIENIE. Teraz nie mogę
jej zarzucić, że była bezbronna.. Ta dziewczyna mnie wykończy. – Dobra.
Myślisz, że nie wiem, że za rogiem jest wejście na balkon? Straciłaś właśnie
swoją szansę na ucieczkę. Teraz się zabawimy – po ostatnim zdaniu zaczął biec w
kierunku mojej kryjówki. Obejrzałem się szybko w bok i zauważyłem schody
prowadzące na górę. No tak, nigdy nie zwracam uwagi na takie szczegóły.
Przywarłem
do ściany i czekałem aż kroki będą wystarczająco blisko.
Wychyliłem
się w odpowiednim momencie i przywaliłem nieznanemu mężczyźnie prosto w twarz.
Stracił równowagę, a ja wykorzystałem okazję i ogłuszyłem go.
Przyjrzałem
się nieprzytomnemu chłopakowi, którym okazał się Hidan. On dzisiaj walczył z Sasuke –przyszło mi na myśl. Już wiedziałem
skąd kojarzyłem ten głos.
Spojrzałem
w kierunku gdzie spodziewałem się znaleźć Sakurę. Nie było jej już na dachu.
Spojrzałem w miejsce gdzie wcześniej leżał nieprzytomny, niezidentyfikowany
człowiek. Jego też tam nie było. Sakura.
A więc jednak miałaś plan? Tylko gdzie teraz jesteś?
Rozejrzałem
się po okolicy. Nie chciałem jej wołać, pewnie i tak by się nie odezwała, nie
chciałaby zdradzać nikomu swojej pozycji. Nie mogę też wykluczyć, że w okolicy
znajdują się wspólnicy Hidana.
Teraz
interesowało mnie tylko, kim był ten człowiek, na którym Sakurze tak zależało?
Poczułem lekkie ukłucie zazdrości. Wiem, dziwne zważywszy na sytuację w jakiej
się znajdowałem, ale ciekawiło mnie, czy Sakura zmartwiłaby się, gdyby chodziło
o mnie. Chyba by jej zależało.. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.. Ale ten głos,
nigdy nie słyszałem u niej takiego tonu..
Postanowiłem
na początek poszukać jakiejś liny, żeby związać Hidana, na wypadek gdyby ten
się obudził.
Co
chwila spoglądałem w jego stronę. Mógł się ocknąć w każdej chwili, a jak na
złość nie znalazłem niczego, czym mógłbym go unieruchomić.
W końcu
udało mi się znaleźć jakiś sznur, na którym było pozawieszane pranie. Lepsze to
niż nic, tylko muszę czymś go przeciąć. Wtedy przyszło mi coś do głowy.
Zapomniałem przeszukać Hidana..
W
momencie gdy miałem odwrócić się w stronę leżącego siwowłosego poczułem jak
ktoś wykręca mi rękę.
-Policja,
jesteś zatrzymany w sprawie pobicia –
usłyszałem spokojny głos, który nijak nie pasował do sytuacji.
-Jakiego
pobicia?! – krzyknąłem próbując odwrócić się w stronę napastnika, chociażby
tylko po to by mógł zobaczyć moje nienawistne spojrzenie. – Puszczaj mnie
–coraz bardziej się szarpałem, jednak uścisk nie zelżał ani na chwilę.
-Nie
wierć się, to i tak nic nie da – powiedział policjant, ciągle używając tego
monotonnego głosu.
-JAK
MAM SIĘ NIE WIERCIĆ SKORO PRAWIE WYRYWASZ MI RĘKĘ BEZ KONKRETNEGO POWODU,
PUSZCZAJ MNIE – to chyba jakiś żart, Sakura może mieć kłopoty, Hidan leży w na
końcu uliczki w żaden sposób niekontrolowany, a to ja jestem przetrzymywany.
Tym
razem policjant nic nie powiedział. Przestałem wiercić się na sekundę.
Zebrałem
w sobie jak najwięcej siły i uwolniłem się z uścisku policjanta.
-Ha! I
co teraz? – powiedziałem dumnie wskazując funkcjonariusza palcem. On stał
niewzruszony po czym wyciągnął w moim kierunku pistolet.
-ŻARTUJESZ
SOBIE?
Patrzyłem
obrażonym wzrokiem na broń znajdującą się w jego ręce. Skrzyżowałem ręce na
piersi i odwróciłem głowę w stronę przeciwną od niego.
-Naruto?
– usłyszałem moje imię z ust zbliżającej się do nas blondynki. – Co ty tu
robisz? – zapytała zdzwiona. Przyjrzała mi się uważniej jakby nie mogła
uwierzyć, że przed nią stoję i przeniosła spojrzenie na czarnowłosego chłopaka,
aż pisnęła gdy zobaczyła pistolet w jego ręce. – C-Co tu się dzieje?!
-Czy to
jest ta osoba, o której mówiłaś? – spytał policjant wskazując mnie pistoletem.
-A w
życiu. To mój przyjaciel, możesz go zostawić – powiedziała spokojnie. – Nie
rozumiem tylko skąd ty się tu wziąłeś, Naruto.
Spojrzałem
na czarnowłosego, który ciągle we mnie celował.
-Nie
zamierzam z wami gadać, dopóki on nie przestanie wymachiwać bronią na lewo i
prawo! – oznajmiłem zirytowany.
Chłopak
nijak nie zareagował na moje słowa. Ciągle uparcie trzymał broń w górze.
-Sai…
Odpuść już – pospieszyła go Ino.
Chłopak
spojrzał na nią obojętnie, ale schował broń. Minął dosłownie ułamek sekundy a
na jego twarzy pojawił się wielki banan. Usta rozciągnęły się po całej
szerokości twarzy. Nie było śladu po poprzednim chłopaku.
-Tylko
cię oceniałem – powiedział.
Przez
chwilę panowała między nami cisza. Długą chwilę. W końcu połączyłem fakty.
-ŻE
CO?!
-Dobra
Naruto nie ma czasu, gdzie jest Sakura? – zapytała Ino.
-Co… A
no tak! Ino.. Sakura! – nie potrafiłem się wysłowić więc zacząłem gestykulować
na wszystkie strony. Dziewczyna wpatrywała się we mnie z powątpieniem,
natomiast chłopak cały czas się uśmiechał. Jego uśmiech był dziwny, jakby
wymuszony. A może tylko tak mi się zdawało. Dobra, nie wnikam.
-Naruto!
– krzyknęła dziewczyna zirytowana, a ja momentalnie oprzytomniałem i odwróciłem
się w stronę wyjścia z alejki. Pobiegłem w stronę zakrętu i nie mogłem uwierzyć
w to, co zobaczyłem, a raczej w to, czego nie zobaczyłem.
-Powinien
tu być… - mówiłem nerwowo.
-Co
powinno tu być? – zapytała Ino zdezorientowana. Sai ciągle jej towarzyszył.
-Ten
chłopak. Zostawiłem go tutaj… - opowiedziałem im wszystko, co wydarzyło się
odkąd usłyszałem hałas. Nie powiedziałem oczywiście skąd wracam, ani nie
zdradziłem tożsamości siwowłosego. Musiałem unikać kłopotliwych pytań.
-Sakura
zniknęła?! - krzyknęła Ino z niedowierzeniem.
Z
twarzy Saia o dziwo również zniknął uśmiech i zaczął rozglądać się w
poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu, który pomógłby nam odnaleźć Hidana.
-Hej, Ino, nie przejmuj się. To Sakura, ona
zawsze ma jakiś plan – starałem się ją pocieszyć.
-Nie
byłabym tego taka pewna. Zresztą gdzie miałaby się ukryć? To wschód. Wątpię by
ona znała tę okolicę.
Zastanawiałem
się nad jej słowami. Ale Sakura musiała mieć jakiś pomysł, zawsze działała
zgodnie z wymyślonym przez siebie wcześniej planem. Nie lubiła spontanicznych
akcji.
-Ino,
kim był ten chłopak? – na początku spojrzała na mnie niezrozumiale, ale po
chwili domyśliła się o co chodzi.
-Nie
wiem, widziałam tylko jego zarys. Nie widziałam twarzy. Sakura gdy tylko go
zobaczyła zaczęła zachowywać się jakoś dziwnie. Ruszyła jak torpeda na ten
dach. Nawet nie zdążyłam zareagować, a jej już nie było… - westchnęła
zrezygnowana.
Czyli
nic nowego się nie dowiedziałem. Tylko tyle, że Sakura zachowywała się dziwnie.
-Rozumiem…
Na
moment panowała cisza.
-I co,
będziemy tak tutaj stać? Sakurze może grozić niebezpieczeństwo. Nie zamierzam
sterczeć tu jak kołek. Musimy zacząć działać! – próbowałem przemówić im do
rozsądku.
-Powiedz
mi w takim razie, co zrobić?! – krzyknęła blondynka – najpierw musimy mieć
plan, nie możemy tak po prostu szlajać się po ulicy i liczyć na cud!
Atmosfera
była coraz bardziej napięta. Jedynie Sai się uśmiechał. Co za irytujący koleś.
-Stojąc
tutaj na pewno jej nie pomożemy.
-Możemy
się rozdzielić. Ja z Ino pójdziemy w tamtą stronę – Sai wskazał na jedną z
dziur w ścianie budynku znajdującego się po lewej stronie – a ty tędy – pokazał
dziurę pod zadaszeniem.
Nie miałem ochoty słuchać jego rozkazów, jednak w tym momencie
liczyła się tylko Sakura.
Bez zbędnych komentarzy
od razu ruszyłem we wskazane przez bruneta miejsce.
~~
Powoli
mijała godzina, niedługo powinien się obudzić. Udało mi się znaleźć kran, więc
przemyłam jego rany. Usiadłam obok ławki i zastanawiałam się nad przyczyną
utraty przytomności. Ciało całe pokryte miał siniakami, krwiakami, dostrzegłam
też kilka rozcięć.
Rozcięcie
na wardze i czole widziałam wcześniej, teraz zauważyłam jeszcze szramę z prawej
strony żeber, ona była źródłem krwi na bluzce.
Rany na
pierwszy rzut oka wyglądały strasznie jednak po krótkiej analizie ustaliłam, że
nie ma groźnych obrażeń. Możliwy jest wstrząs mózgu.. Tylko nie wiedziałam co
mogło go spowodować, przypomniałam sobie całe zajście, którego byłam świadkiem.
Ciosy były wymierzone w celu zadania bólu. Siwowłosy chłopak unikał okolic
głowy oraz większych upadków. Jestem prawie pewna, że „ten zły” nie chciał by
jego przeciwnik stracił świadomość, jego zachowanie na to nie wskazywało.
Zmieniłam
pozycję, teraz klęczałam koło ławki i wpatrywałam się w jego twarz.
-Nic
się nie zmieniłeś, Sasuke… Zawsze pakujesz się w kłopoty – powiedziałam
odgarniając mu włosy, żeby mieć lepszy widok na jego profil. – Ale mógłbyś już
się obudzić…
Westchnęłam i oparłam się o krawędź ławki.
~~
Kręciłem się po okolicy. Czułem, że zamiast być coraz bliżej
Sakury to coraz bardziej się oddalam.
Szedłem
już jakiś czas prosto przed siebie.
W końcu
nie wytrzymałem. Najwyżej ktoś mnie usłyszy i co z tego.
-SAKURA–
pierwsze podejście.
Odpowiedziała
mi cisza.
-SAAAAKURAAAAAAAAAA
– drugie podejście.
Teraz
już na pewno wszyscy w okolicy wiedzą, że tu jestem.
Westchnąłem i wróciłem do poszukiwań starając się nie tracić
nadziei.
~~
Już
przysypiałam, gdy usłyszałam wołanie.
To było
moje imię. Głos bardzo dobrze mi znany.
Co
tutaj robił Naruto? Jaka jeszcze spotka mnie niespodzianka tego dnia, który
wbrew pozorom zaczął się dopiero dwie godziny temu?
Drugi
wrzask. O wiele donośniejszy. Dochodził zza bloków.
Mało
kto zna przejście na ten plac zabaw, więc Naruto musiałby się natrudzić, żeby
tu przyjść.
Miałam
tysiąc myśli na minutę. Co teraz robić? Przydałby mi się ktoś, kto
przetransportuje bruneta do szpitala. Może udałoby mi się iść samej, ale gdzieś
w okolicy szwenda się ten siwowłosy. Co więcej, nie mam pewności, że jest sam.
Tutaj wbrew pozorom jest bardzo bezpiecznie.
Jednak
z drugiej strony Sasuke potrzebuje znaleźć się w szpitalu. Może powinnam na
moment go tutaj ukryć i pobiec po pomoc…
Wstałam
i skierowałam swój wzrok na bruneta.
-Zaraz
tu wrócę, nie ruszaj się – pogroziłam mu palcem i wbiegłam do tunelu. Nawet
jakbym tam została na nic bym mu się nie przydała. Gorzej jeśli jego stan się
pogorszy.
Przy każdym zakręcie rozglądałam się na wszystkie strony. Bałam się. Byłam teraz zupełnie sama, a szarowłosy mógł być wszędzie. Albo jego kumple. Naruto nie zachowywał się zbyt dyskretnie. Na pewno każdy w okolicy go słyszał.
~~ ~~
Pobiegłam
szybko w stronę bloków, skąd słyszałam głos blondyna.
Kilka
zakrętów i udało mi się go znaleźć. Zatrzymałam się i próbowałam złapać oddech.
Blondyn
nie zauważył mnie, ponieważ był zbyt zajęty kopaniem w bok bloku.
-A
ściana czym ci zawiniła? – zapytałam, a na moich ustach zagościł kpiący
uśmiech. Nareszcie mogłam się rozluźnić. Blondyn zawsze tak na mnie działał,
czułam się przy nim tak swobodnie i bezpiecznie.
Naruto
natychmiast odwrócił się w moją stronę. W jego oczach widziałam kolejno
niedowierzenie, ulgę, radość a na końcu złość.
-Czy ty
w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego jak bardzo się martwiłem? Jak mogłaś
zachować się tak lekkomyślnie?! – zbliżał się w moją stronę grożąc mi palcem. –
Nigdy więcej tak nie rób – powiedział przez zaciśnięte zęby.
Uniosłam
do góry jedną brew. On tak na poważnie?
-Mi
również miło cię widzieć, Naruto – powiedziałam z uśmiechem.
Blondyn
tylko westchnął i przytulił mnie do siebie.
-A
gdzie przyczyna całego tego zamieszania? – zapytał, a w jego tonie głosu
wyczułam coś dziwnego… Nie potrafiłam tego opisać.
-Chodź,
musisz mi pomóc – powiedziałam i pociągnęłam go za rękę w stronę tunelu.
Chłopak o dziwo nie zadawał żadnych pytań aż dotarliśmy.
-Ok,
teraz tłumacz skąd tak dobrze znasz te wszystkie uliczki – nakazał stanowczo.
Przypomniały
mi się wszystkie dni, które spędzałam samotnie właśnie między tymi ulicami.
Tutaj zdobyłam pierwszego „przyjaciela z zewnątrz”. Uśmiechnęłam się na samo
wspomnienie.
-Kiedyś
spędzałam tutaj sporo czasu – odpowiedziałam zdawkowo.
-Tylko
tyle? – spytał rozczarowany.
-Nie
mamy teraz na to czasu – powiedziałam, gdy wychodziliśmy z tunelu.
-Plac zabaw? – zaczął rozglądać się po miejscu, w którym spędziłam
połowę swojego dzieciństwa. Jego wzrok zatrzymał się na ławce – niemożliwe… -
Podbiegł bliżej.
~~
-Sasuke?! – nie mogłem w to uwierzyć. Przez całą tą sytuację
zapomniałem o tym, gdzie biegłem. Chciałem się z nim zobaczyć… Ale nie
sądziłem, że to się stanie w takiej sytuacji.
Spojrzałem
w stronę zdezorientowanej Sakury. Uroczo uniosła prawą brew do góry.
-Znacie
się? – spytaliśmy w tym samym czasie.
-Tak –
odpowiedź również przyszła w tym samym momencie.
Zaśmialiśmy
się.
-Ok ty
pierwsza się tłumacz – powiedziałem z uśmiechem.
-Spotkaliśmy
się kiedyś, gdy byłam mała – Sakura zawsze o swoim dzieciństwie mówiła bez
żadnych szczegółów. Chciałbym aby pewnego dnia bardziej się otworzyła… Ale nic
na siłę. –Twoja kolej.
-Chodziliśmy
razem do szkoły, jednak z pewnych przyczyn Sasuke musiał się przenieść do Oto –
nie wiedziałem, ile mogę Sakurze zdradzić.
-Rozumiem.
-Więc w
czym miałem ci pomóc?
-To
zależy ile wiesz. Widziałeś tego szarowłosego?
-Tak.
-Wiesz,
gdzie jest?
-Nie
wiem – odpowiedziałem szczerze, nie miałem pojęcia gdzie mógł zniknąć –
ogłuszyłem go, potem miałem lekkie spięcie z policją, a tamten zapadł się pod
ziemię.
Sakura
westchnęła i przegryzła wargę.
-Musimy
zaryzykować. Sasuke trzeba przenieść do szpitala. Sama nie dam rady – założyła
ręce na piersi.
-Zgoda,
dla ciebie wszystko – powiedziałem i uśmiechnąłem się szeroko. Sakura oddała
gest jednak zastąpiła go grymasem, gdy spojrzała w stronę kruczowłosego. –
Wszystko w porządku?
-Powinien
już się obudzić i ma gorączkę – powiedziała zmartwiona. – Musimy się
pospieszyć.
-Więc na co czekamy? – powiedziałem i wziąłem Sasuke pod
ramię. – Mam nadzieję, że nie ma nic połamanego, bo ostrożność nie jest moją
mocną stroną – ostrzegłem i wziąłem chłopaka pod ramię.
Ograniczając wymianę zdań do minimum opuściliśmy dzielnicę
wschodnią i skierowaliśmy się w stronę szpitala.
Jak widać pojawił się kolejny rozdział. W sumie to dziwnie się czuję publikując go. Dla niektórych może być zbyt długi, dla niektórych zbyt krótki... Moim zdaniem powinno być jeszcze przynajmniej kilka stron. Wiem, wiem. Ja to tworzę i mogłam sobie te strony napisać, a nie teraz narzekać... Problem w tym, że jeśli dodałabym ten wątek, który zaplanowałam to Rozdział II byłby stanowczo zbyt długi. Nie wiem, czy sam ten wątek nie zajmie mi całego Rozdziału III, szczerze mam nadzieję, że nie.
Ale dobra nie będę wam tu zawracać głowy takimi pierdołami.
Mój dylemat postaram się rozwiązać w inny sposób, może z drobną pomocą... Zobaczymy.
Nie wiem, czy każdy widział, jeśli nie to zapraszam do działu Postacie bo jak zauważyliście pojawili się już nowi bohaterowie, a także kilka aktualizacji. Postaram się wszystko uzupełniać na bieżąco, żeby wam się wszystko ładnie, pięknie czytało... Takie kąciki dla ciekawskich (chociaż na chwilę obecną informacje tam są bardzo ogólne).
Co chciałam jeszcze omówić... Szablon.
Niech on was nie zniechęca, to tylko okresowy szablon, przygotowuję już nowy, taki bardziej w klimatach Podziemia, bo coś mi się obecnie nie zgrywa szablon z fabułą. XD
Z kolejnych zapowiedzi: muzyka to obowiązkowo! Ale dopiero po skonstruowaniu szablonu, żeby(znowu) wszystko się zgrywało (obiecuję, że będzie).
Ok a tak teraz omijając insanity.. Wiecie co jest straszne?
Gdy macie jednego bloga. W **** nauki, a do głowy co chwilę przychodzą coraz to nowsze pomysły.
Czuję, że pojawi się jeszcze nie jeden blog SS mojego autorstwa,zamierzam też dalej poprowadzić motyw podziemia. Życzę tylko sobie, żeby ta wena mnie nie opuściła i trzymajcie za mnie kciuki do nowego rozdziału.
PS: Zapraszam do komentowania, e-mailowania, obserwowania, odwiedzania, czytania, plusowania i co tam jeszcze można robić! :)