logo

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział IV

Nie wiem czy było miejsce, w którym nie czułem bólu. Każdy ruch wywoływał kolejną falę. Jednak to mnie nie powstrzymało. Nie zamierzam dać się zamknąć w szpitalu przez kilka siniaków.
Mój dom znajdował się zaledwie kilka przecznic od szpitala. Nie chcąc zwracać na siebie niczyjej uwagi szedłem bocznymi ulicami, w końcu wciąż miałem na sobie ubrania szpitalne.
Po krótkim czasie stałem już przed drzwiami „domu”… Chociaż trudno nazywać tak to miejsce. To nie tu miałem dorastać, to nie tu miałem wracać każdego dnia.

To miał być najlepszy dzień mojego życia. Byłem zwyczajnym dzieciakiem, który mógłby spędzać cały swój wolny czas na zabawach z przyjaciółmi. Miałem z 12 lat? Sam już nawet nie pamiętam.  Nie miałem wygórowanych celów. Nie chciałem dużo od życia. Żyłem chwilą, nie przejmując się problemami. 
Jednak już od długiego czasu panował u nas w rodzinie pewien rozłam, rodzice ciągle się kłócili, z tego co wiem, kłótnie dotyczyły mojego brata. Byłem tylko dzieciakiem, nie rozumiałem o co chodzi. Nie rozumiałem, dlaczego brat się wyprowadza, ani czym jest firma ojca. Kłócili się o najmniejsze błahostki. Wkrótce kontakt rodziców z bratem się urwał. W domu zapanował spokój, ale ja nie byłem szczęśliwy.

Każdego dnia miałem nadzieję, że brat przyjdzie po mnie po szkole, tak jak za dawnych lat. Odpuszczałem sobie spotkania ze znajomymi, czekając na Itachiego.
Niestety.
Sytuacja utrzymywała się przez dłuższy czas.
Po roku mama oznajmiła nam, że jest w ciąży. Spodziewała się córki, wszystko szło w dobrą stronę, brat przyszedł do nas i przeprosił, że go nie było. Dużo obiecywał, miał z nami zamieszkać, mieliśmy się bawić, mieliśmy żyć razem szczęśliwi. 
Wszystko miało się naprawić. Tego dnia...
- O Sasuke, wróciłeś? – wyrwał mnie ze świata wspomnień głos wujka, gdy tylko przekroczyłem próg domu. Głos dochodził z salonu, tam też skierowałem swoje kroki.
Wujka zastałem siedzącego na skórzanym fotelu, tyłem do mnie i grającego w jakąś idiotyczną gierkę na telefonie. Dzień z życia biznesmana. 
-Co ty tu robisz? – spytałem zdziwiony. Przecież już raz był w tym miesiącu, następna jego ‘wizytacja’ powinna być za jakieś pół roku.
-Chyba mam prawo przyjść do swojego domu, kiedy tylko mam ochotę, Sasuke.
- Zazwyczaj z tego prawa nie korzystasz, jestem zaskoczony – powiedziałem od niechcenia i już miałem iść do pokoju, jednak zatrzymałem się na sekundę, gdy wuj postanowił zaszczycił mnie spojrzeniem.
Zauważyłem jak lustruje mój ubiór od góry do dołu, nie chciało mi się z nim gadać, więc po prostu poszedłem do pokoju, nie odpowiadając w żaden sposób na jego zdziwione spojrzenie. Ostatnie co usłyszałem to jego westchnięcie i jakiś pomruk dotyczący dzisiejszej mody.
Czasami Obito zachowywał się naprawdę dziwnie, ale miałem do niego szacunek. W końcu gdyby nie on to prawdopodobnie wylądowałbym w domu dziecka. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego Itachi nie wrócił. Od tamtego dnia po prostu zniknął. Nie wiedziałem, co czuję w stosunku do brata. Czasami byłem na niego wściekły, czasem po prostu czułem ból. Postanowiłem, że sam go odnajdę, mam zbyt dużo pytań, na które nie znam odpowiedzi, w przeciwieństwie do Itachiego.
Ubrałem na szybko pierwsze lepsze ubrania, jakie znalazłem w szafie i już miałem wychodzić, gdy zauważyłem migającą czerwoną lampkę przy telefonie. Odblokowałem go i zauważyłem 30 nieodebranych połączeń i 15 sms. 10 od Suigetsu, 20 od Karin.
Telefony od Karin to normalka, ale że Suigetsu? Zignorowałem wszystkie wiadomości od czerwonowłosej domyślając się ich treści i szybko otworzyłem resztę.
„KURWAKURWAKURWAKURWA”
Nie powiem, ambitnie.
Większość brzmiała podobnie. Nie wiem, czy białowłosy po prostu się uchlał, czy naprawdę stało się coś poważnego. Postanowiłem jednak do niego zadzwonić.
Odebrał po kilku sygnałach. Usłyszałem jak nabiera powietrze.
-Suigetsu? – powiedziałem, gdy cisza się przedłużała.
-Sasuke?! – usłyszałem wreszcie. – Nareszcie. – Zagłuszały go dziwne odgłosy z drugiej strony, silnik samochodu, szum i strzały?
-Co chciałeś? Słabo cię słyszę – powiedziałem zirytowany.
-Obecnie mamy mały problem, ale ty masz jeszcze większy – stwierdził, zamiast normalnie wytłumaczyć, narobił mi większy burdel w głowie.
-Mów o co chodzi.

~*~

Powinnam jak najszybciej zgłosić jego ucieczkę, nie wiem jednak co mnie powstrzymywało. Chyba ciągle miałam głupią nadzieję, że jeszcze wróci. Może poszedł po prostu do toalety. Tak, to na pewno to.

~*~
 „Nie odbierałeś więc działaliśmy na własną rękę” – słowa Suigetsu ciągle brzmiały w mojej głowie. Ostatniego dnia miałem ciągle przeczucie, że powinienem być w domu, które oczywiście przez dłuższy czas po prostu ignorowałem. Nigdy więcej nie zostawię telefonu w domu. No dobra, przynajmniej będę się starał o nim nie zapominać.
Otrząsnąłem się i spakowałem telefon do tylnej kieszeni. W następnym momencie chwytałem za kurtkę i rzucając krótkie „wychodzę” znalazłem się na zewnątrz.
W głowie królowała chęć jak najszybszego dotarcia do celu.  Mój brat znajdował się tak blisko. Podczas gdy ja leżałem w szpitalu on chodził sobie spokojnie uliczkami Konohy.
Biegłem do samochodu, który znajdował się na końcu parkingu. Wyjąłem kluczyki i otworzyłem samochód, gdy poczułem szarpnięcie za koszulkę. Odwróciłem się do tyłu i zauważyłem brązowowłosego starszego mężczyznę, który uśmiechał się szyderczo w moją stronę. Po jego wyrazie twarzy wyczułem, że to nie będzie miła konfrontacja, a pewność uzyskałem po następnym jego ruchu. Facet zamachnął się w moją stronę. Szybko wyrwałem się z jego uścisku i zablokowałem zbliżającą się w moim kierunku pięść. Mimo, że facet był wyraźnie większy ode mnie nie przeszkadzało mi to w odpieraniu ciosów. Mógłbym się z nim jeszcze pobawić, jednak nie teraz. Musiałem jak najszybciej dołączyć do Suigetsu. Nigdy wcześniej nie było takich akcji. Dziwne, że zaczepia mnie ktoś akurat teraz, gdy Itachi wrócił. Nie, zdecydowanie nie miałem czasu na zabawy.
Kopnąłem szatyna w brzuch chcąc kupić sobie trochę czasu i szybko obróciłem się w kierunku samochodu. Zakląłem gdy dostrzegłem opartego o drzwi mojego samochodu bruneta. Chłopak ubrany w czarne dżinsy i koszulę uśmiechał się kpiąco w moją stronę. Wyglądał na osobę mniej/więcej w moim wieku, wyróżniał się przez jasne, niebieskie tęczówki, którymi taksował najmniejszy mój ruch. Podszedłem na odległość około metra od niego.
-Zejdź mi z drogi, nie jestem w nastroju – syknąłem, na co chłopak uśmiechnął się szerzej. Był na swój sposób denerwujący. Szarpnąłem za jego koszulkę i odepchnąłem od samochodu. Brunet nie pozostawał mi dłużny i spróbował podciąć mi nogę. Siłowaliśmy się dłuższą chwilą, co jeszcze gorzej na mnie działało, gdyż nie miałem czasu na gierki. Z każdą chwilą szansa na spotkanie z bratem malała. W końcu uwolniliśmy się od siebie. Obserwowałem każdy jego ruch.
-Jesteś bardziej narwany niż Itachi – usłyszałem. Jego wyraz twarzy zmienił się dosłownie na chwilę, gdy wymówił imię mojego brata, nie był to pozytywny wyraz.
-Co wiesz o moim bracie? – spytałem. Przez rozmowę chciałem dać sobie czas na obmyślenie jakiejkolwiek taktyki. Chłopak był dobry, tyle udało mi się na razie wywnioskować. W jego niebieskich oczach było mnóstwo jadu, którego nie ukryłby żaden uśmiech. Nie kojarzyłem go z Podziemia, mogłem przysiąc, że widzę go pierwszy raz w życiu.
Brunet udał wielkie zamyślenie.
-Dość wysoki, brunet, długie włosy. W sumie jesteście podobni. Tylko Itachi to gnida, ciebie jeszcze nie znam na tyle, żeby to stwierdzić, ale wątpię abyś się różnił. Każdy Uchiha to gnida. Myślący tylko o własnych interesach egoiści. Jak myślisz, dlaczego zwiał? Raczej nie robi kariery w Tokio – zakpił.
-Tokio? – spytałem. Więc tam ukrywał się tyle czasu? Niemożliwe, nie raz odwiedzałem to miejsce. Przeszukałem każdy kat, nawet Obito mi pomagał, miał dostęp do wszystkich baz. Sprawdzaliśmy rejestry. Podziemie też sprawdziłem. Niemożliwe. Gdyby normalnie funkcjonował w Tokio, znaleźlibyśmy go bez problemu.
-Ups… Nie wiedziałem, że nie wiesz. Może zapomnimy o tym co przed chwilą usłyszałeś? – zaproponował i uśmiechnął się szeroko dla zachęty. W odpowiedzi złapałem go za koszulkę i przycisnąłem do samochodu.
-Niekoniecznie, natomiast możesz powiedzieć więcej – syknąłem przyciskając go mocniej i blokując możliwości jakiegokolwiek ruchu. Usłyszałem jęk bólu, co dało mi niemałą satysfakcję. Na pewno nie zamierzałem przestawać.
-Zobaczymy – powiedział. Zamiast uśmiechu gościł teraz na jego twarzy grymas, a oczy wyrażały czystą kpinę. Nie ważne co planował, nie miał możliwości ruchu, nie uda mu się uwolnić, więc mam przewagę. Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie przypomniałem sobie o dość istotnym fakcie. Niestety było za późno. W następnym momencie poczułem mocne uderzenie w głowę, świat zaczął wirować. Ostatnie co widziałem to poprawiającego koszulę czarnowłosego chłopaka, który uśmiechając się mówił coś do towarzyszącego mu wyższego o ponad głowę bruneta.
Nie tak to się miało skończyć.
~*~
-Co teraz? – usłyszałem pytanie pachołka, który został przydzielony do pomocy mi przy tym zadaniu. Zwykły mięśniak, nic specjalnego.
Rozmasowałem miejsce, za które złapał mnie wcześniej brat Itachiego. Musiałem przyznać, że miał mocny uścisk. Pachołek wreszcie na coś się przydał. Spojrzałem w stronę towarzysza. Patrzył uradowany na leżącego przed nami, nieprzytomnego bruneta. Zachowywał się, jakby myślał, że coś znaczy. Żałosne. I tak nie pożyje dłużej niż kilka tygodni, jak każdy pachołek. To był jeden z powodów, dla których uznałem za stosowne zwyczajne zignorowanie jego pytania. Odwróciłem się w kierunku drogi. Parking znajdował się tuż pod blokiem Uchihy. Mieliśmy szczęście, że nie zwróciliśmy niczyjej uwagi. Chociaż, jakby się zastanowić to blok zamieszkuje mało osób. Zwykłe burżuje zapatrzone w czubek własnego nosa, które nie mają pojęcia o życiu. Dokładnie tacy sami jak Uchiha.
Podszedłem do leżącego chłopaka i nogą obróciłem jego głowę tak by widzieć jego twarz. Zawsze idealni. Nienawidzę ich. Włosy chłopaka mieszały się z poszerzającą się czerwoną plamą na starannie ułożonej kostce brukowej.
-Nie ma sensu tu siedzieć, wykonaliśmy zadanie – oznajmiłem.
-Zostawimy go tak tutaj? – spytał zdziwiony. W odpowiedzi spojrzałem na niego jak na idiotę.
-Wykonaliśmy zadanie. Mógłbyś czasem używać mózgu, niby co mamy z nim zrobić. Mieliśmy go tylko zatrzymać, nie zamierzam go eskortować do szpitala – w tym samym momencie, w którym skończyłem swoją kwestię usłyszeliśmy wołanie z drugiego końca parkingu. Był to jakiś chłopak, blondyn, biegł wściekły w naszą stronę.
-Jak zwykle masz szczęście, co Uchiha? – zakpiłem. – Spadamy – powiedziałem i pobiegliśmy szybko do stojącego kilka miejsc dalej czarnego bmw.
W następnym momencie blondyn zmieniał się już w małą kropkę gasnącą na horyzoncie.
~*~
Musiałam wreszcie pogodzić się z faktem, że nie poszedł do toalety. Zrezygnowana wyszłam z pokoju. Postanowiłam od razu powiadomić o ucieczce Tsunade, wypadałoby też zadzwonić do Naruto, z wczorajszej naszej rozmowy wywnioskowałam, że chciał się spotkać z Sasuke.
Mijałam różne korytarze kierując się wciąż w stronę gabinetu ordynator, gdy w jednym z nich usłyszałam niecodzienne dźwięki. Zaintrygowana skręciłam w tamtą stronę. Z każdym krokiem dźwięki były coraz wyraźniejsze. Jakiś bełkot i szuranie. Oparłam się o ścianę i wyjrzałam zza rogu. Krzyk wydobył się z mojego gardła.
Wszystko, ale coś takiego. Patrzyłam tępo przed siebie, jednak nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. 

Niemożliwe. 


~~~~~


Zajrzałam w archiwum i nie mogłam uwierzyć, że w marcu pojawił się tylko jeden post. Źle się z tym czuję i chcę przeprosić wszystkich, którzy to czytają! Mam nadzieję, że uda mi się to naprawić. Obecny post w zamierzeniu miał być dłuższy, jednak w ostatniej chwili przyszło mi to zakończenie do głowy, więc stwierdziłam "dlaczego nie?". Może to dziwne, jak czytam różne fanfiction, opowiadania, cokolwiek to autorzy wypowiadają się, potrafią stwierdzić, czy napisany przez nich rozdział im się podoba czy nie. Ja tak nie potrafię. Wyznaję chyba zasadę, że skoro już to publikuję, to raczej mi się podoba... (Ale to kłopotliwe.) 
Jest jedna możliwość: wy mi powiecie czy rozdział jest dobry czy nie. Muahahah. Po raz kolejny zapraszam do nadsyłania swoich opinii w komentarzach, jak się wstydzicie to na maila mchanmisa@gmail.com, cóż wy tworzycie to ze mną, dziękuję za te już nadesłane opinie,każdą waszą opinię naprawdę biorę sobie do serca, także wstydziochy nie wstydzić się, no! 
PS: Jakiś czas temu wspominałam też o muzyce, która ma się pojawić na blogu i ona się pojawi! Tylko nie wiem kiedy, ponieważ najpierw muszę znaleźć coś sensownego, co nie? 
Pozdrawiam~~

Obserwatorzy