logo

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział IV

Nie wiem czy było miejsce, w którym nie czułem bólu. Każdy ruch wywoływał kolejną falę. Jednak to mnie nie powstrzymało. Nie zamierzam dać się zamknąć w szpitalu przez kilka siniaków.
Mój dom znajdował się zaledwie kilka przecznic od szpitala. Nie chcąc zwracać na siebie niczyjej uwagi szedłem bocznymi ulicami, w końcu wciąż miałem na sobie ubrania szpitalne.
Po krótkim czasie stałem już przed drzwiami „domu”… Chociaż trudno nazywać tak to miejsce. To nie tu miałem dorastać, to nie tu miałem wracać każdego dnia.

To miał być najlepszy dzień mojego życia. Byłem zwyczajnym dzieciakiem, który mógłby spędzać cały swój wolny czas na zabawach z przyjaciółmi. Miałem z 12 lat? Sam już nawet nie pamiętam.  Nie miałem wygórowanych celów. Nie chciałem dużo od życia. Żyłem chwilą, nie przejmując się problemami. 
Jednak już od długiego czasu panował u nas w rodzinie pewien rozłam, rodzice ciągle się kłócili, z tego co wiem, kłótnie dotyczyły mojego brata. Byłem tylko dzieciakiem, nie rozumiałem o co chodzi. Nie rozumiałem, dlaczego brat się wyprowadza, ani czym jest firma ojca. Kłócili się o najmniejsze błahostki. Wkrótce kontakt rodziców z bratem się urwał. W domu zapanował spokój, ale ja nie byłem szczęśliwy.

Każdego dnia miałem nadzieję, że brat przyjdzie po mnie po szkole, tak jak za dawnych lat. Odpuszczałem sobie spotkania ze znajomymi, czekając na Itachiego.
Niestety.
Sytuacja utrzymywała się przez dłuższy czas.
Po roku mama oznajmiła nam, że jest w ciąży. Spodziewała się córki, wszystko szło w dobrą stronę, brat przyszedł do nas i przeprosił, że go nie było. Dużo obiecywał, miał z nami zamieszkać, mieliśmy się bawić, mieliśmy żyć razem szczęśliwi. 
Wszystko miało się naprawić. Tego dnia...
- O Sasuke, wróciłeś? – wyrwał mnie ze świata wspomnień głos wujka, gdy tylko przekroczyłem próg domu. Głos dochodził z salonu, tam też skierowałem swoje kroki.
Wujka zastałem siedzącego na skórzanym fotelu, tyłem do mnie i grającego w jakąś idiotyczną gierkę na telefonie. Dzień z życia biznesmana. 
-Co ty tu robisz? – spytałem zdziwiony. Przecież już raz był w tym miesiącu, następna jego ‘wizytacja’ powinna być za jakieś pół roku.
-Chyba mam prawo przyjść do swojego domu, kiedy tylko mam ochotę, Sasuke.
- Zazwyczaj z tego prawa nie korzystasz, jestem zaskoczony – powiedziałem od niechcenia i już miałem iść do pokoju, jednak zatrzymałem się na sekundę, gdy wuj postanowił zaszczycił mnie spojrzeniem.
Zauważyłem jak lustruje mój ubiór od góry do dołu, nie chciało mi się z nim gadać, więc po prostu poszedłem do pokoju, nie odpowiadając w żaden sposób na jego zdziwione spojrzenie. Ostatnie co usłyszałem to jego westchnięcie i jakiś pomruk dotyczący dzisiejszej mody.
Czasami Obito zachowywał się naprawdę dziwnie, ale miałem do niego szacunek. W końcu gdyby nie on to prawdopodobnie wylądowałbym w domu dziecka. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego Itachi nie wrócił. Od tamtego dnia po prostu zniknął. Nie wiedziałem, co czuję w stosunku do brata. Czasami byłem na niego wściekły, czasem po prostu czułem ból. Postanowiłem, że sam go odnajdę, mam zbyt dużo pytań, na które nie znam odpowiedzi, w przeciwieństwie do Itachiego.
Ubrałem na szybko pierwsze lepsze ubrania, jakie znalazłem w szafie i już miałem wychodzić, gdy zauważyłem migającą czerwoną lampkę przy telefonie. Odblokowałem go i zauważyłem 30 nieodebranych połączeń i 15 sms. 10 od Suigetsu, 20 od Karin.
Telefony od Karin to normalka, ale że Suigetsu? Zignorowałem wszystkie wiadomości od czerwonowłosej domyślając się ich treści i szybko otworzyłem resztę.
„KURWAKURWAKURWAKURWA”
Nie powiem, ambitnie.
Większość brzmiała podobnie. Nie wiem, czy białowłosy po prostu się uchlał, czy naprawdę stało się coś poważnego. Postanowiłem jednak do niego zadzwonić.
Odebrał po kilku sygnałach. Usłyszałem jak nabiera powietrze.
-Suigetsu? – powiedziałem, gdy cisza się przedłużała.
-Sasuke?! – usłyszałem wreszcie. – Nareszcie. – Zagłuszały go dziwne odgłosy z drugiej strony, silnik samochodu, szum i strzały?
-Co chciałeś? Słabo cię słyszę – powiedziałem zirytowany.
-Obecnie mamy mały problem, ale ty masz jeszcze większy – stwierdził, zamiast normalnie wytłumaczyć, narobił mi większy burdel w głowie.
-Mów o co chodzi.

~*~

Powinnam jak najszybciej zgłosić jego ucieczkę, nie wiem jednak co mnie powstrzymywało. Chyba ciągle miałam głupią nadzieję, że jeszcze wróci. Może poszedł po prostu do toalety. Tak, to na pewno to.

~*~
 „Nie odbierałeś więc działaliśmy na własną rękę” – słowa Suigetsu ciągle brzmiały w mojej głowie. Ostatniego dnia miałem ciągle przeczucie, że powinienem być w domu, które oczywiście przez dłuższy czas po prostu ignorowałem. Nigdy więcej nie zostawię telefonu w domu. No dobra, przynajmniej będę się starał o nim nie zapominać.
Otrząsnąłem się i spakowałem telefon do tylnej kieszeni. W następnym momencie chwytałem za kurtkę i rzucając krótkie „wychodzę” znalazłem się na zewnątrz.
W głowie królowała chęć jak najszybszego dotarcia do celu.  Mój brat znajdował się tak blisko. Podczas gdy ja leżałem w szpitalu on chodził sobie spokojnie uliczkami Konohy.
Biegłem do samochodu, który znajdował się na końcu parkingu. Wyjąłem kluczyki i otworzyłem samochód, gdy poczułem szarpnięcie za koszulkę. Odwróciłem się do tyłu i zauważyłem brązowowłosego starszego mężczyznę, który uśmiechał się szyderczo w moją stronę. Po jego wyrazie twarzy wyczułem, że to nie będzie miła konfrontacja, a pewność uzyskałem po następnym jego ruchu. Facet zamachnął się w moją stronę. Szybko wyrwałem się z jego uścisku i zablokowałem zbliżającą się w moim kierunku pięść. Mimo, że facet był wyraźnie większy ode mnie nie przeszkadzało mi to w odpieraniu ciosów. Mógłbym się z nim jeszcze pobawić, jednak nie teraz. Musiałem jak najszybciej dołączyć do Suigetsu. Nigdy wcześniej nie było takich akcji. Dziwne, że zaczepia mnie ktoś akurat teraz, gdy Itachi wrócił. Nie, zdecydowanie nie miałem czasu na zabawy.
Kopnąłem szatyna w brzuch chcąc kupić sobie trochę czasu i szybko obróciłem się w kierunku samochodu. Zakląłem gdy dostrzegłem opartego o drzwi mojego samochodu bruneta. Chłopak ubrany w czarne dżinsy i koszulę uśmiechał się kpiąco w moją stronę. Wyglądał na osobę mniej/więcej w moim wieku, wyróżniał się przez jasne, niebieskie tęczówki, którymi taksował najmniejszy mój ruch. Podszedłem na odległość około metra od niego.
-Zejdź mi z drogi, nie jestem w nastroju – syknąłem, na co chłopak uśmiechnął się szerzej. Był na swój sposób denerwujący. Szarpnąłem za jego koszulkę i odepchnąłem od samochodu. Brunet nie pozostawał mi dłużny i spróbował podciąć mi nogę. Siłowaliśmy się dłuższą chwilą, co jeszcze gorzej na mnie działało, gdyż nie miałem czasu na gierki. Z każdą chwilą szansa na spotkanie z bratem malała. W końcu uwolniliśmy się od siebie. Obserwowałem każdy jego ruch.
-Jesteś bardziej narwany niż Itachi – usłyszałem. Jego wyraz twarzy zmienił się dosłownie na chwilę, gdy wymówił imię mojego brata, nie był to pozytywny wyraz.
-Co wiesz o moim bracie? – spytałem. Przez rozmowę chciałem dać sobie czas na obmyślenie jakiejkolwiek taktyki. Chłopak był dobry, tyle udało mi się na razie wywnioskować. W jego niebieskich oczach było mnóstwo jadu, którego nie ukryłby żaden uśmiech. Nie kojarzyłem go z Podziemia, mogłem przysiąc, że widzę go pierwszy raz w życiu.
Brunet udał wielkie zamyślenie.
-Dość wysoki, brunet, długie włosy. W sumie jesteście podobni. Tylko Itachi to gnida, ciebie jeszcze nie znam na tyle, żeby to stwierdzić, ale wątpię abyś się różnił. Każdy Uchiha to gnida. Myślący tylko o własnych interesach egoiści. Jak myślisz, dlaczego zwiał? Raczej nie robi kariery w Tokio – zakpił.
-Tokio? – spytałem. Więc tam ukrywał się tyle czasu? Niemożliwe, nie raz odwiedzałem to miejsce. Przeszukałem każdy kat, nawet Obito mi pomagał, miał dostęp do wszystkich baz. Sprawdzaliśmy rejestry. Podziemie też sprawdziłem. Niemożliwe. Gdyby normalnie funkcjonował w Tokio, znaleźlibyśmy go bez problemu.
-Ups… Nie wiedziałem, że nie wiesz. Może zapomnimy o tym co przed chwilą usłyszałeś? – zaproponował i uśmiechnął się szeroko dla zachęty. W odpowiedzi złapałem go za koszulkę i przycisnąłem do samochodu.
-Niekoniecznie, natomiast możesz powiedzieć więcej – syknąłem przyciskając go mocniej i blokując możliwości jakiegokolwiek ruchu. Usłyszałem jęk bólu, co dało mi niemałą satysfakcję. Na pewno nie zamierzałem przestawać.
-Zobaczymy – powiedział. Zamiast uśmiechu gościł teraz na jego twarzy grymas, a oczy wyrażały czystą kpinę. Nie ważne co planował, nie miał możliwości ruchu, nie uda mu się uwolnić, więc mam przewagę. Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie przypomniałem sobie o dość istotnym fakcie. Niestety było za późno. W następnym momencie poczułem mocne uderzenie w głowę, świat zaczął wirować. Ostatnie co widziałem to poprawiającego koszulę czarnowłosego chłopaka, który uśmiechając się mówił coś do towarzyszącego mu wyższego o ponad głowę bruneta.
Nie tak to się miało skończyć.
~*~
-Co teraz? – usłyszałem pytanie pachołka, który został przydzielony do pomocy mi przy tym zadaniu. Zwykły mięśniak, nic specjalnego.
Rozmasowałem miejsce, za które złapał mnie wcześniej brat Itachiego. Musiałem przyznać, że miał mocny uścisk. Pachołek wreszcie na coś się przydał. Spojrzałem w stronę towarzysza. Patrzył uradowany na leżącego przed nami, nieprzytomnego bruneta. Zachowywał się, jakby myślał, że coś znaczy. Żałosne. I tak nie pożyje dłużej niż kilka tygodni, jak każdy pachołek. To był jeden z powodów, dla których uznałem za stosowne zwyczajne zignorowanie jego pytania. Odwróciłem się w kierunku drogi. Parking znajdował się tuż pod blokiem Uchihy. Mieliśmy szczęście, że nie zwróciliśmy niczyjej uwagi. Chociaż, jakby się zastanowić to blok zamieszkuje mało osób. Zwykłe burżuje zapatrzone w czubek własnego nosa, które nie mają pojęcia o życiu. Dokładnie tacy sami jak Uchiha.
Podszedłem do leżącego chłopaka i nogą obróciłem jego głowę tak by widzieć jego twarz. Zawsze idealni. Nienawidzę ich. Włosy chłopaka mieszały się z poszerzającą się czerwoną plamą na starannie ułożonej kostce brukowej.
-Nie ma sensu tu siedzieć, wykonaliśmy zadanie – oznajmiłem.
-Zostawimy go tak tutaj? – spytał zdziwiony. W odpowiedzi spojrzałem na niego jak na idiotę.
-Wykonaliśmy zadanie. Mógłbyś czasem używać mózgu, niby co mamy z nim zrobić. Mieliśmy go tylko zatrzymać, nie zamierzam go eskortować do szpitala – w tym samym momencie, w którym skończyłem swoją kwestię usłyszeliśmy wołanie z drugiego końca parkingu. Był to jakiś chłopak, blondyn, biegł wściekły w naszą stronę.
-Jak zwykle masz szczęście, co Uchiha? – zakpiłem. – Spadamy – powiedziałem i pobiegliśmy szybko do stojącego kilka miejsc dalej czarnego bmw.
W następnym momencie blondyn zmieniał się już w małą kropkę gasnącą na horyzoncie.
~*~
Musiałam wreszcie pogodzić się z faktem, że nie poszedł do toalety. Zrezygnowana wyszłam z pokoju. Postanowiłam od razu powiadomić o ucieczce Tsunade, wypadałoby też zadzwonić do Naruto, z wczorajszej naszej rozmowy wywnioskowałam, że chciał się spotkać z Sasuke.
Mijałam różne korytarze kierując się wciąż w stronę gabinetu ordynator, gdy w jednym z nich usłyszałam niecodzienne dźwięki. Zaintrygowana skręciłam w tamtą stronę. Z każdym krokiem dźwięki były coraz wyraźniejsze. Jakiś bełkot i szuranie. Oparłam się o ścianę i wyjrzałam zza rogu. Krzyk wydobył się z mojego gardła.
Wszystko, ale coś takiego. Patrzyłam tępo przed siebie, jednak nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. 

Niemożliwe. 


~~~~~


Zajrzałam w archiwum i nie mogłam uwierzyć, że w marcu pojawił się tylko jeden post. Źle się z tym czuję i chcę przeprosić wszystkich, którzy to czytają! Mam nadzieję, że uda mi się to naprawić. Obecny post w zamierzeniu miał być dłuższy, jednak w ostatniej chwili przyszło mi to zakończenie do głowy, więc stwierdziłam "dlaczego nie?". Może to dziwne, jak czytam różne fanfiction, opowiadania, cokolwiek to autorzy wypowiadają się, potrafią stwierdzić, czy napisany przez nich rozdział im się podoba czy nie. Ja tak nie potrafię. Wyznaję chyba zasadę, że skoro już to publikuję, to raczej mi się podoba... (Ale to kłopotliwe.) 
Jest jedna możliwość: wy mi powiecie czy rozdział jest dobry czy nie. Muahahah. Po raz kolejny zapraszam do nadsyłania swoich opinii w komentarzach, jak się wstydzicie to na maila mchanmisa@gmail.com, cóż wy tworzycie to ze mną, dziękuję za te już nadesłane opinie,każdą waszą opinię naprawdę biorę sobie do serca, także wstydziochy nie wstydzić się, no! 
PS: Jakiś czas temu wspominałam też o muzyce, która ma się pojawić na blogu i ona się pojawi! Tylko nie wiem kiedy, ponieważ najpierw muszę znaleźć coś sensownego, co nie? 
Pozdrawiam~~

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział III

Przeklinam swoje wczorajsze lenistwo, przez które nie zasłoniłam rolet.
Zczołgałam się z łóżka w celu odseparowania od promieni słonecznych. Szybka akcja, uniki i cha! Cel osiągnięty i kto jest mistrzem?!
Rolety opuszczone… W pokoju brak demonicznych promieni, które bezkarnie zakradają się z rana budząc bezbronnych, zaspanych ludzi. Podeszłam do łóżka w celu oddalenia się do krainy marzeń. Zamknęłam powieki i czekałam… Czekałam, aż wreszcie nadejdzie zbawienny sen. Czekałam… Czekałam już dobre pół godziny i nic, no ludzie. Ile mam czekać.
Otworzyłam zirytowana oczy, gdy zdałam sobie sprawę, że to koniec marzeń sennych na dziś.  Denerwujące, wreszcie gdy mogłam się porządnie wyspać to musiałam być zbyt leniwa, zapominalska i tak dalej by zasłonić głupie rolety.
Wyciągnęłam rękę po telefon w celu sprawdzenia godziny. Na wyświetlaczu moją uwagę przykuło coś innego, a mianowicie 12 nieodebranych połączeń i 10 smsów. Większość od Ino…
Ino!
Cholera kompletnie zapomniałam, że przecież wczoraj byłyśmy razem!
ZOSTAWIŁAM JĄ!
Z przerażeniem odczytałam smsy. W większości z treści wyczułam zmartwienie. Dopiero w dwóch ostatnich znalazłam groźby pod moim adresem.
Nie wiedziałam, co mogłabym jej odpisać, czułam, że cokolwiek wyślę będzie nie na miejscu. Powinnam się z nią spotkać jak najszybciej i zrobię to gdy tylko wróci.
Odpisałam jej jednym słowem „Żyję” przygotowana na falę hejtu z jej strony.
~*~
Ile już tu jestem? Trzy godziny? Cztery? Dwadzieścia?
Jak długo jeszcze tu będę? Mam dość siedzenia w ciemności. Gdzie właściwie jestem? Co to za miejsce? Nic nie widzę.
Kolejny raz próbuję wstać, staram się, ale nie czuję nawet swoich starań. Nic nie czuję. Jakby tak naprawdę mnie tu nie było.
Rozglądam się wokół, a przynajmniej tak mi się wydaje. Ale sceneria się nie zmieniała.
Gdziekolwiek, proszę, jakakolwiek iskra.
Mętlik w głowie.
Biegnę przed siebie. A przynajmniej mam taką nadzieję, że biegnę.
Staram się panować nad swoim ciałem.

Czy ja ruszyłem się chociaż o krok?
Jeśli nie… To czemu czuję ogromne zmęczenie?
Dokładnie poczułem… Upadłem na kolana. To nie miało sensu. Wszędzie ta czerń. Wszędzie… Ciemność.
Istniałem, ale nie potrafiłem się poruszyć. Czy takie istnienie ma sens?
Nie chciałem się poddawać, ale nie potrafiłem wstać.
Straciłem panowanie nad swoim ciałem. Nienawidzę takiej bezsilności.

Minęły kolejne godziny, a ja ciągle klęczałem. Nie potrafiłem się poruszyć. Czemu? Nie wiem.
Włączyła się we mnie jakby blokada. Nie do przełamania. Mogłem tylko czekać.

Ile już czekam?
Na co czekam?
Blokada się zwolniła. Żeby nie upaść oparłem się rękoma o ziemię.
Nagle otoczył mnie ogromny, ciemny dym. Nie mogłem oddychać, złapałem się za gardło.  Łaknąłem powietrza.
Wreszcie zawiał silny, zimny wiatr, który uwolnił mnie od dymu.
Zaczerpnąłem głośno powietrza i delektowałem się nim.

Czy to nareszcie koniec?
Z wielkim trudem udało mi się wstać.
Rozejrzałem się wokół. Tym razem dla kontrastu byłem otoczony przez biały puch z każdej strony. Spojrzałem na swoje ciało. Ubrany byłem jedynie w białe szorty. Nie miałem na sobie ani koszuli ani butów. O dziwo nie czułem zimna.
Ruszyłem przed siebie. Śnieg bardzo utrudniał mi poruszanie. Szedłem pod górkę, potykając się od czasu do czasu.
Ile to trwało?
Nie wiedziałem.
Szedłem przed siebie, nie zwracałem już uwagi na żadne bodźce. Po prostu szedłem.

Nigdzie się nie śpieszyłem. Szedłem wolnym krokiem, a moja wędrówka zdawała się nie mieć końca.
Ustałem na kolejnej zaspie śniegu starając się zachować równowagę.
Moje próby spełzły na niczym, gdyż poślizgnąłem się i w następnej chwili leżałem już kilka metrów dalej.
Z trudem przeniosłem się do pozycji siedzącej.
Podniosłem wzrok przed siebie i zauważyłem ogromne, skute lodem jezioro. Chwiejąc się podszedłem w jego stronę.

Kilka rzeczy wydarzyło się w jednym momencie.
Zrobiło się ciemno, a całe światło zgromadziło się na środku jeziora. Wszystko wokół zaczęło się topić.
 Minęła chwila a cały puch zmienił się w wodę i powiększył znajdujący się przede mną zbiornik wodny.
To trwało dosłownie kilka sekund.
Światło zaczęło zmieniać swoją formę. Zauważyłem, że zbliża się w moją stronę. Z każdym metrem robiło się coraz mniejsze. Było piękne.
W odległości około dziesięciu metrów światło rozdzieliło się na kilka części oświetlając ogromne, czyste jezioro.
Na miejscu została tylko jedna, mała część, która ciągle zbliżała się moją stronę. Po chwili jej blask zniknął a na jej miejscu pojawił się… Kot?
Zwierzę poruszało się z gracją po tafli wody. Było już tak blisko.
Po kliku sekundach doszedł do granicy wody. Patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem. Moje nogi same poprowadziły mnie w jego kierunku.
Wreszcie zatrzymałem się i dokładnie przyjrzałem zwierzęciu stojącemu metr przede mną. Mogłem teraz zauważyć jego blask. Nie był już tak silny, jednak ciągle cudownie się prezentował. Jego biała sierść wręcz błyszczała.
Kucnąłem przed zwierzęciem. Nie wiedziałem jak się zachować.
Czułem się skrępowany pod wpływem jego spojrzenia. Jego oczy były takie… Ludzkie. Miały cudowny, zielony kolor. Był taki nasycony, żywy. Może to dziwne ale tonąłem pod ich wpływem.
Kot był jakby uosobieniem dobra, niewinności. Czułem, że się uśmiecham, więc szybko ukryłem to pod maską obojętności. Nie chciałem pokazywać emocji, nawet przed kotem.
Jednak jest coś, przed czym nie mogłem się powstrzymać.
Wyciągnąłem rękę w kierunku zwierzaka. Chciałem go dotknąć. Musiałem sprawdzić, czy jest prawdziwy, bo inaczej nie potrafiłbym uwierzyć w jego obecność.
Kot nijak nie reagował, czekał na to, co zrobię.
Powoli zbliżałem się do jego głowy.
Wtedy wreszcie zareagował. Nadszedł syk i ogromny ból.

Zmrużyłem oczy pod wpływem światła, które nieproszone wkradało się do mojego…
Mojego… Em… Gdzie ja jestem?
Z trudem uniosłem powieki.
-Cholera – mruknąłem, licząc, że to jakoś pomoże. Kto by się spodziewał… Nie pomogło.
Do tego doszła fala bólu gdy spróbowałem się podnieść. Moja głowa… Czułem się jakbym jedyne co robił przez ostatnie trzy tygodnie do chlanie.
A tak nie było… Chyba… Starałem się przypomnieć ostatnie dni… Nic konkretnego.
Gdzie ja w ogóle jestem? Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Białe ściany. Stary telewizor. Jedna szafka. Również białe łóżko, pościel - biała. Zero kurzu. Wszystko to plus ten charakterystyczny zapach.
Westchnąłem.
Nienawidzę szpitali.

~*~
Tak, zgadza się. Ja – Sakura Haruno – właśnie przeleżałam pół dnia w łóżku, leżąc na brzuchu i nie robiąc nic konkretnego. Jedynie próbowałam się może dwa razy dodzwonić do Naruto, jednak na marne poszły me próby.
Przekręciłam się na plecy i zapatrzyłam w sufit, w pokoju było wciąż bardzo ciemno przez zasłonięte rolety. Mimo, iż zmarnowałam ten dzień to czułam się świetnie. Wreszcie miałam trochę czasu aby pomyśleć i naprawdę odpocząć.
Jednak to, co dobre kiedyś się musi skończyć.
Zczołgałam się z łóżka, czując coraz większą rewolucję w moim żołądku, który domagał się jedzenia. Z fizjologią nie wygram.
Ruszyłam wolnym krokiem w kierunku kuchni, gdy już byłam przy progu usłyszałam natarczywy dzwonek do drzwi. Westchnęłam, to całe pięć kroków dłużej w jedną stronę.
*
Nadal wolno szłam jednak tym razem w kierunku szpitala.
Zaskoczyła mnie dzisiejsza wizyta Saia, dlaczego wypytywał się o Sasuke? Z naszej rozmowy wywnioskowałam, że Ino musiała po niego zadzwonić, gdy się rozdzieliłyśmy. Myślałam, że co najwyżej sprawdzą, czy sytuacja jest opanowana i odprowadzi ją do domu, nie sądziłam, że zechce mu się przeprowadzać od razu śledztwo. Paranoja…
-Witaj Sakura! – głos białookiej recepcjonistki wyrwał mnie z zamyślenia. Nawet nie zauważyłam kiedy przekroczyłam próg szpitala.
-Hej – przywitałam się.
-Nie miałaś przypadkiem dzisiaj odpoczywać? – spytała wskazując na mnie oskarżycielsko palcem.
Zaśmiałam się w odpowiedzi.
-Dzisiaj przyszłam w odwiedzinach i od razu pomogę, jeśli trzeba – oznajmiłam.
-Haruno! – usłyszałam dziki, przerażający wrzask za swoimi plecami. – Dałam ci dzisiaj szlaban na szpital, zapomniałaś?! – odwróciłam się i napotkałam pięć centymetrów od mojej twarzy rozgniewaną panią ordynator.
-Spokojnie, ja tylko w odwiedziny – uspokoiłam ją, chociaż mój głos zadrżał pod naporem jej spojrzenia.
Tsunade przyłożyła palce do skroni i spojrzała na mnie z politowaniem.
-Jeden dzień, nie wytrzymasz jednego dnia bez nas? – zażartowała. – Kogo odwiedzasz? – spytała podejrzliwie.
-Uchiha – odpowiedziałam, zauważyłam jak pani doktor drgnęła na jego nazwisko.
-Dobrze, że mi przypomniałaś. Zapomniałam cię ochrzanić za ten wybryk. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego jak lekkomyślnie postąpiłaś?! – krzyknęła zwracając uwagę ludzi znajdujących się w pomieszczeniu  – to mogło się skończyć o wiele gorzej, jeśli jeszcze raz usłyszę o czymś takim to… - zatrzymała się i zaczęła rozmyślać, zapewne nad stosowaną karą dla mnie.
-Tsunade-sama, ja wiem. To było lekkomyślne. Jednak ma pani rację - to mogło się skończyć o wiele gorzej, gdybym nic nie zrobiła – powiedziałam zgodnie z prawwdą.
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło – powiedziała lekko zirytowana.
Zaśmiałam się w odpowiedzi. Miło mi było. Nie sądziłam, że pani Tsunade będzie się kiedyś o mnie martwić.
-To ja idę – powiedziałam i odwróciłam się w kierunku schodów. Usłyszałam jeszcze westchnięcie Tsunade oraz informację Hinaty, że za godzinę koniec odwiedzin.
*
Stojąc przed drzwiami sali nr 3 czułam jeszcze wahanie. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Bałam się rozczarowania, tego, że mnie nie pozna, krępującej ciszy. Biorąc pod uwagę to, z kim idę się spotkać… Mogę się spodziewać naprawdę wszystkiego.
Dobra, raz się żyje.
Wyciągnęłam rękę przed siebie i szybkim ruchem pociągnęłam za klamkę.
Widok jaki zastałam… Cóż. Powiedzmy, że mogłam się tego spodziewać.
Łóżko puste, firanki odsunięte, okno otwarte.
Oparłam się o parapet i rozkoszowałam świeżym powietrzem.

Następnym razem tu będą kraty – uśmiechnęłam się do swoich myśli. 


~~

Nie wiem nawet jak przeprosić za tak długą nieobecność na blogu!
Dawno skończyłam pisać Rozdział III. Naprawdę. Został skończony jakiś tydzień po Rozdziale II, ale po prostu nie mogłam go opublikować. Teraz, patrząc z perspektywy czasu, bardzo się cieszę, że tego nie zrobiłam. Był okropny i mimo, że z tego również nie jestem w 100% zadowolona to uwierzcie mi, nie chcielibyście czytać poprzedniej wersji, haha.
Jednak nie tylko brak weny mi przeszkadzał, a przede wszystkim brak czasu. Uwierzcie mi, ostatnie tygodnie były katorgą (Uwaga, teraz będę się wyżalać, jeśli nie chcecie tego słuchać to po prostu przejdźcie do następnego akapitu XD). No więc: naprawdę nie ogarniam nauczycieli, wymagają systematyczności, idealnej frekwencji, idealnych ocen, po prostu cisną. Nie no wszystko spoko. Ale najpierw mi wytłumaczcie, po co mi szóstki z fizyki, czy geografii, jeśli jestem na rozszerzeniu z biologii i chemii (a tam już i tak jest w **** nauki) to po co mi obliczanie paralaksy albo co mnie interesuje, w którym roku podpisano Konwencję Genewską o zakazie używania broni palnej o kalibrze jakimś tam? Chodzi mi o to, że powinnam bardziej się skupić na przedmiotach, z którymi wiążę przyszłość. Z tych będę systematyczna, będę miała dobre oceny i dobrą frekwencję. Stres na innych przedmiotach jest niepotrzebny, przewiduję, że jeśli nadal będą tak naciskać to uzyskają efekt zupełnie odwrotny od oczekiwanego i zamiast dobrych ocen wszyscy to po prostu oleją. 
Dobra, chyba już skończyłam i mi przeszło. W skrócie: miałam po prostu dużo zaliczeń i sprawdzianów. :) 
Swoją drogą publikuję ten post w godzinach, w których powinnam być w szkole, to kolejny czynnik, który spowodował, że post nie pojawił się w weekend - jestem chora :') (pierwszy raz od kilku lat!!!) 
Ogólnie mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Jak zwykle - nie chcę nic obiecywać, kiedy pojawi się następny post... Nie wiem. Wiem tylko, że na pewno się pojawi, bo wróciła mi wena, mam mnóstwo pomysłów i tylko czekam, by je przedstawić. :) 


sobota, 21 lutego 2015

Rozdział II

Nie widziałem go tyle lat. Więc plotki były prawdziwe. Widziałem to u niego, nie poradził sobie. Zmiana otoczenia wcale mu nie pomogła. Żałuję, że go wtedy zostawiłem. Może gdybym nie odpuścił, nie trafilibyśmy w to miejsce.
Jednak stało się.
Cholera gdzie on zniknął. Czy tutaj zawsze muszą być takie tłumy? Mogłem pobiec do niego od razu po walce, a nie czekać do ostatniej chwili… Sam nie wiem na co czekałem. Chyba się stresuję. Co jeśli on mnie nie pamięta? A jeśli tak, to czy po tym co zrobiłem będzie chciał ze mną w ogóle rozmawiać?
 Podszedłem do baru, przy którym powinna stać i obsługiwać blondwłosa barmanka hojnie obdarzona przez chirurga. Powinna… Czyżby udało jej się wreszcie kogoś upić na tyle by zaciągnąć go na zaplecze? Ech, czemu akurat teraz..
Rozejrzałem się po raz kolejny po pomieszczeniu. Sprawdziłem wszędzie. Udało mi się nawet wepchać do szatni w innych sekcjach i nic. Jakby zapadł się pod ziemię.. Hm. Może w tym wypadku zrobił na odwrót.
Ruszyłem szybkim krokiem w kierunku wyjścia. Byłem pewien, że nie ma go w podziemiach, przez ten czasu już dawno bym go znalazł. Wyszedłem przez jedyne znane mi wyjście. Ciekawe czy wszystkie drogi są takie banalne, zero zakrętów, cały czas prosto szerokim, gładkim korytarzem. Droga do drabiny szybkim krokiem zajęła mi 3 minuty.
Wyjście prowadziło do wschodniej dzielnicy.
Z tego, co było mi wiadome dom Madary – wuja Sasuke - znajdował się w centrum.  Miałem tylko nadzieję, że to tam skierował się Uchiha.
Biegłem sprintem przez uliczki. To moja szansa. Muszę znaleźć się w centrum przed nim. Nie mógł zajść daleko, a wątpię aby się spieszył.
Byłem już przy granicy z centralną częścią miasta gdy usłyszałem niepokojące wrzaski, które zmusiły mnie do zatrzymania się. Starałem się uspokoić oddech i już zwykłym chodem szedłem w stronę źródła dźwięku. Schowałem się za rogiem i obserwowałem sytuację.
-Złaź tu smarkulo, bo mnie popamiętasz! – krzyczał dobrze zbudowany koleś znajdujący się na środku uliczki. Nie potrafiłem zidentyfikować kto to był, ale byłem pewien, że gdzieś słyszałem już ten głos. Mężczyzna wpatrywał się w stronę dachu.
Dokładnie z tego miejsca usłyszałem tak bardzo znajomy głos.
-Ty stąd spadaj to zapomnę o sprawie. Masz jeszcze chwilę zanim przyjedzie tu policja, wybór należy do ciebie – na chwilę zamarłem. Co ona tutaj robi. To miejsce jest niebezpieczne, a ona tak po prostu siedzi na dachu i straszy jakiegoś kolesia policją. W dodatku jest kompletnie sama. Ta dziewczyna, która zawsze mi zarzuca nieodpowiedzialność?!
-Wybacz mała, ale jak widzisz mam tu pewną sprawę do załatwienia – mówiąc to położył stopę na jakimś dziwnym obiekcie leżącym pod jego stopami. – A może chcesz, żebym i tobą się zajął?
Na chwilę zapanowała cisza, która zaraz została przerwana przez ostry ton. Gdyby nie jego barwa, nie powiązałbym jego pochodzenia z Sakurą.
-Zostaw… – Mówiła bardzo powoli. Nigdy nie słyszałem, żeby używała takiego tonu. Zawsze była dla każdego miła i serdeczna. Musiało jej bardzo na tym worku zależeć - …go.
„Go”? Dopiero teraz przyjrzałem się temu, co leżało pod nogami jej rozmówcy. Po dokładniejszej analizie.. 
To człowiek!


~~


Ino zadziwiona moimi słowami spojrzała w tym samym kierunku w momencie, gdy brunet skręcał w boczną alejkę. Od razu domyśliła się o co chodzi.
Stałabym tak dalej jak kołek, gdyby nie siwowłosy chłopak, który podejrzanie podążał za kruczowłosym rozglądając się na wszystkie strony. Blondynka również zwróciła na to uwagę i spojrzała na mnie zaniepokojona.
Pobiegłam szybko w stronę zakrętu. Przywarłam do ściany i pociągnęłam za sobą Ino, gdy usłyszałam dziwne odgłosy zza rogu. Zajrzałyśmy do alejki i zamurowało nas.
Siwowłosy zakradł się właśnie do  czarnowłosego chłopaka. Nim zdążyłyśmy jakkolwiek zareagować zaatakował go, o dziwo nie napotkał żadnego oporu, to wyglądało jakby czarnowłosy specjalnie się zatrzymał. Uderzył chłopakiem o ścianę jakby był on zwykłą szmacianą lalką. Przestraszyłam się nie na żarty. Czarnowłosy w ogóle się nie ruszał.
-Ciacho ma problem...
-Ćśśśśś, Ino, musimy być ostrożne, nie może nas zauważyć.
-Nie zauważyć?! Nie martw się, nie zauważy, za chwilę nas tu nie będzie. Po prostu zadzwońmy na policję i nic się nie stanie.
-Zanim przyjedzie tu policja to ten chłopak będzie martwy, zresztą nie ma czasu na gadanie, musimy mu pomóc – powiedziałam i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na dach budynku zostawiając za sobą zdezorientowaną Ino.
Nigdy nie działałam lekkomyślnie. Zawsze każdy mój ruch był przemyślany i dokładny, a karciłam innych za nieuwagę i pochopność.
Nie wiem co stało się ze mną w tym momencie. Nie byłam pewna tego, co robię. Po prostu czułam, że nie mogę teraz siedzieć w miejscu. Moje ciało poruszało się za mnie, jakby rozum poddał się w całości sercu i to ono teraz mną sterowało.
Czułam rosnącą we mnie adrenalinę.
Po drodze zebrałam sporo kamieni które ułożyłam w podwiniętej bluzce. Pobiegłam na górę. Udało mi się znaleźć dobre miejsce, świetna widoczność i nie zbyt daleko od mojego celu. Ułożyłam kamienie w jednym miejscu.
Widziałam jak siwowłosy chłopak podchodzi w jego kierunku i kopie pokonanego w brzuch.
To podziałało na mnie jak płachta na byka. Nie wiem czemu poczułam ogromną wściekłość.
Nim się zorientowałam, co w ogóle robię, wyrzuciłam dwa kamienie w kierunku „tego złego” z całej siły.
-Ał! – usłyszałam głośny jęk z dołu. Jeden z kamieni trafił w klatkę piersiową, drugi przeleciał obok jego nogi. Zauważyłam, że siwowłosy szuka mnie wzrokiem. Cicho pobiegłam w stronę komina, za którym się ukryłam. Miałam tylko nadzieję, że nie zdążył mnie zobaczyć. – Wyłaź kimkolwiek jesteś.
Tak, już lecę, oczywiście. Musiałam wymyślić jakiś plan. Nie mogłam zostawić tutaj tego chłopaka. Wiem, że jest mi on tak jakby obcy, ale mnie to nie interesowało. Choćbym chciała, nie mogłam go tu zostawić.
Rozejrzałam się dookoła szukając jakiejkolwiek inspiracji. Na razie miałam nadzieję, że facet sam zwieje z obawy przed rozpoznaniem,  w końcu mogłam zawiadomić policję… I miałam szczerą nadzieję, że Ino to zrobiła.
-Masz ostatnią szansę by się pokazać -  Ukrywasz się teraz jak tchórz – chciał mnie sprowokować, gdybym była chłopakiem moja duma mogłaby poczuć się urażona. Jednak jestem dziewczyną i nie zamierzam przez urażoną dumę wydać się w ręce psychopaty, który napada ludzi na ulicach.
Wychyliłam się zza komina, żeby zobaczyć, co dzieje się na dole.
Chłopak kucał i grzebał w ziemi. Zaciekawiona chciałam przyjrzeć się dokładniej. To był błąd, który mnie wydał. W ułamku sekundy poczułam jak coś uderza mnie w ramię. Pisnęłam. Jak się okazało chłopak wyrzucił kilka kamieni w stronę dachu. Na moje nieszczęście jeden z nich mnie trafił.
Co oznacza, że już wie gdzie jestem.
-A do tego piszczysz jak baba – skomentował. – możesz już wyjść, i tak wiem, że chowasz się za tym kominem.
Nie wiedziałam, co robić. Wyjście z mojej „kryjówki” jest szaleństwem. Co jeśli on ma broń? Rozum podpowiadał mi, żeby uciekać, ale nie mogłam go posłuchać.
Obejrzałam się jeszcze raz szukając jakiejkolwiek inspiracji do działania. Niestety jej nie znalazłam.. No cóż. Chyba czeka mnie pełna improwizacja. (YOLO)
Wzięłam dwa głębokie wdechy i spokojnym krokiem podeszłam do miejsca, z którego wcześniej rzucałam, tam zostawiłam moją prowizoryczną broń.
 -No, wreszcie postanowiłeś się pokazać… Hah, przepraszam – postanowił- powiedział kładąc nacisk na ostatnią sylabę. – musisz być albo bardzo odważna albo wyjątkowo głupia.
Ustawiłam się przy kamieniach i kucnęłam niby od niechcenia, lecz tak naprawdę chciałam mieć je na wyciągnięcie ręki.
-Wiesz, ślicznotko, nie lubię gdy ktoś się wtrąca w nieswoje sprawy, masz ostatnią szansę. Wracaj do domu bawić się kucykami – powiedział i po czym ignorując mnie całkowicie podniósł leżący na ziemi pręt.
Moje ciało znów samo zareagowało. Wyrzuciłam tym razem tylko jeden kamień. Celowałam w jego rękę i trafiłam idealnie. Sama zaskoczona byłam swoją celnością. 1:0 dla Sakury!
Facet przeklął i złapał się za bolącą rękę.
-Suka.. – mruknął. Czułam jak na moim czole pojawia się pulsująca żyłka.
Wzięłam jeszcze trzy mniejsze kamienie i rzuciłam celując w jego klatkę piersiową. Wiem, że lepiej byłoby celować w głowę, jednak nie jestem typem człowieka, który krzywdzi innych, nawet takich ludzi jak on.
-Hej! Złaź tu smarkulo, bo mnie popamiętasz! – krzyknął wściekły.
Do tej pory się nie odzywałam. Bałam się, że mój głos zdradzi kumulujący się we mnie strach. Chciałam zachowywać pozory, że wiem, co robię.
Jednak nie mogłam ciągle milczeć.
-Ty stąd spadaj to zapomnę o sprawię. Masz jeszcze chwilę zanim przyjedzie tu policja, wybór należy do ciebie – o dziwo głos mi nie zadrżał, mogłam być z siebie dumna. Dla wzmocnienia efektu postarałam się o kpiący uśmiech. Nie czułam już takiego stresu jak na początku.
-Wybacz mała, ale jak widzisz mam tu pewną sprawę do załatwienia – powiedział kładąc nogę na leżącym na ziemi obiekcie mojego zainteresowania. Oczami wyobraźni widziałam pojawiający się na jego twarzy kpiący uśmieszek. Czułam zbierającą się we mnie złość. – A może chcesz, żebym i tobą się zajął?
Nie obchodziła mnie druga część jego wypowiedzi. Wpatrywałam się w nogę znajdującą się na brzuchu osoby, która wywołała rewolucję w moim sercu.
-Zostaw go – starałam się zabrzmieć jak najbardziej oschle. Mówiłam powoli i wyraźnie. Nigdy nie czułam, że tak bardzo mi zależy. Z reguły staram się pomagać, chcę w końcu zostać lekarzem, żeby pomagać innym. Jednak w tym przypadku nie kierował mną zwykły altruizm. To było coś więcej.
Spojrzałam w bok i doznałam olśnienia. Tak, ten plan musiał się udać.
Złapałam za leżące obok kamienie i zaczęłam rzucać wszystkimi w chłopaka najcelniej jak tylko umiałam.
-Aał! Przestań do cholery! – O nie, nie zamierzałam przestawać. W celu uświadomienia mu tego rzuciłam dwoma kamieniami, jeden trafił go w nogę, za którą za chwilę się złapał a drugi przeleciał obok głowy.  – Dobra. Myślisz, że nie wiem, że za rogiem jest wejście na balkon? Straciłaś właśnie swoją szansę na ucieczkę. Teraz się zabawimy – zostawił nieprzytomnego chłopaka samego i pobiegł w stronę wejścia na balkon.

Szybko wykorzystałam okazję i pobiegłam w stronę rynny na ścianie. Nigdy nie robiłam czegoś podobnego, jednak teraz nie mogłam się wycofać. Zresztą, nie miałam dokąd. Przełknęłam głośno ślinę i usiadłam na krawędzi zadaszenia. Złapałam się rękoma rynny i przywarłam do niej. Zaczęłam się spuszczać. Niestety zahaczyłam dwa razy o wystające zespojenie między poszczególnymi fragmentami rury. Trudno, nie miałam czasu na ostrożność. Gdy byłam już w miarę nisko puściłam się rury. Spadłam z początku na proste nogi, trochę zabolało w kolanach. Miałam takie dziwne uczucie, jakby pulsowały i straciłam równowagę. 
Upadłam na tyłek. 
-Ajć, ajć - mruknęłam trzymając się za bolące miejsce. Ręce też mnie trochę bolały.
Ok. Połowa za mną.
Podbiegłam do nieprzytomnego chłopaka. Nie zwracając uwagi na jego urazy złapałam go pod ramię i przeciągnęłam przez dziurę w ścianie bloku. Tak wiem, że najpierw powinnam ocenić, czy jego stan nadaje się do jakichkolwiek ruchów, jednak jakbyśmy tu zostali to mielibyśmy o wiele gorsze problemy!
Specjalnie wybrałam tą drogę, ponieważ nie była ona widoczna z dachu, na którym wcześniej siedziałam.
Skręciłam szybko w prawo, a następnie cały czas prosto. Znałam te uliczki, ponieważ w młodości bawiłam się we wschodniej dzielnicy. To było jeszcze przed tymi wszystkimi atakami.
W końcu dotarliśmy do małego, podziemnego przejścia. Czułam, że mój oddech jest coraz cięższy. Spojrzałam w stronę bruneta – czy ty musisz tyle ważyć? – mruknęłam w jego stronę. Chłopak nie zareagował. Próbowałam odgonić od siebie myśli, jak bardzo cudownie wygląda.
Zastanawiało mnie też gdzie jest w tym momencie Ino. Mam nadzieję, że zadzwoniła na policję i się po prostu schowała w jakimś bezpiecznym miejscu.
Doszliśmy do końca tunelu, który prowadził na mały, opuszczony plac zabaw. Wracają wspomnienia.
To tutaj bawiłam się, gdy byłam mała. Nic się nie zmienił. Lubiłam to miejsce. To był jedyny plac zabaw, który mogłam odwiedzać, ponieważ był blisko domu i daleko od innych dzieci. Moim jedynym celem była nauka. Przez to straciłam znaczną część dzieciństwa. Westchnęłam. Nie czas teraz na wspomnienia, to co było, to było.
Ostatkiem sił przeciągnęłam chłopaka na dość niską, starą ławkę.
Mogłam teraz na spokojnie obejrzeć jego rany.


~~


-Aał! Przestań do cholery – powietrze przeszył następny krzyk. Wychyliłem się znowu by ocenić sytuację. Sakura rzucała w mężczyznę kamieniami. Pff.. No tak. Ma KAMIENIE. Teraz nie mogę jej zarzucić, że była bezbronna.. Ta dziewczyna mnie wykończy. – Dobra. Myślisz, że nie wiem, że za rogiem jest wejście na balkon? Straciłaś właśnie swoją szansę na ucieczkę. Teraz się zabawimy – po ostatnim zdaniu zaczął biec w kierunku mojej kryjówki. Obejrzałem się szybko w bok i zauważyłem schody prowadzące na górę. No tak, nigdy nie zwracam uwagi na takie szczegóły.
Przywarłem do ściany i czekałem aż kroki będą wystarczająco blisko.
Wychyliłem się w odpowiednim momencie i przywaliłem nieznanemu mężczyźnie prosto w twarz. Stracił równowagę, a ja wykorzystałem okazję i ogłuszyłem go.
Przyjrzałem się nieprzytomnemu chłopakowi, którym okazał się Hidan. On dzisiaj walczył z Sasuke –przyszło mi na myśl. Już wiedziałem skąd kojarzyłem ten głos.
Spojrzałem w kierunku gdzie spodziewałem się znaleźć Sakurę. Nie było jej już na dachu. Spojrzałem w miejsce gdzie wcześniej leżał nieprzytomny, niezidentyfikowany człowiek. Jego też tam nie było. Sakura. A więc jednak miałaś plan? Tylko gdzie teraz jesteś?
Rozejrzałem się po okolicy. Nie chciałem jej wołać, pewnie i tak by się nie odezwała, nie chciałaby zdradzać nikomu swojej pozycji. Nie mogę też wykluczyć, że w okolicy znajdują się wspólnicy Hidana.
Teraz interesowało mnie tylko, kim był ten człowiek, na którym Sakurze tak zależało? Poczułem lekkie ukłucie zazdrości. Wiem, dziwne zważywszy na sytuację w jakiej się znajdowałem, ale ciekawiło mnie, czy Sakura zmartwiłaby się, gdyby chodziło o mnie. Chyba by jej zależało.. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.. Ale ten głos, nigdy nie słyszałem u niej takiego tonu..
Postanowiłem na początek poszukać jakiejś liny, żeby związać Hidana, na wypadek gdyby ten się obudził.
Co chwila spoglądałem w jego stronę. Mógł się ocknąć w każdej chwili, a jak na złość nie znalazłem niczego, czym mógłbym go unieruchomić.
W końcu udało mi się znaleźć jakiś sznur, na którym było pozawieszane pranie. Lepsze to niż nic, tylko muszę czymś go przeciąć. Wtedy przyszło mi coś do głowy. Zapomniałem przeszukać Hidana..
W momencie gdy miałem odwrócić się w stronę leżącego siwowłosego poczułem jak ktoś wykręca mi rękę.
-Policja, jesteś zatrzymany  w sprawie pobicia – usłyszałem spokojny głos, który nijak nie pasował do sytuacji.
-Jakiego pobicia?! – krzyknąłem próbując odwrócić się w stronę napastnika, chociażby tylko po to by mógł zobaczyć moje nienawistne spojrzenie. – Puszczaj mnie –coraz bardziej się szarpałem, jednak uścisk nie zelżał ani na chwilę.
-Nie wierć się, to i tak nic nie da – powiedział policjant, ciągle używając tego monotonnego głosu.
-JAK MAM SIĘ NIE WIERCIĆ SKORO PRAWIE WYRYWASZ MI RĘKĘ BEZ KONKRETNEGO POWODU, PUSZCZAJ MNIE – to chyba jakiś żart, Sakura może mieć kłopoty, Hidan leży w na końcu uliczki w żaden sposób niekontrolowany, a to ja jestem przetrzymywany.
Tym razem policjant nic nie powiedział. Przestałem wiercić się na sekundę.
Zebrałem w sobie jak najwięcej siły i uwolniłem się z uścisku policjanta.
-Ha! I co teraz? – powiedziałem dumnie wskazując funkcjonariusza palcem. On stał niewzruszony po czym wyciągnął w moim kierunku pistolet.
-ŻARTUJESZ SOBIE?
Patrzyłem obrażonym wzrokiem na broń znajdującą się w jego ręce. Skrzyżowałem ręce na piersi i odwróciłem głowę w stronę przeciwną od niego.
-Naruto? – usłyszałem moje imię z ust zbliżającej się do nas blondynki. – Co ty tu robisz? – zapytała zdzwiona. Przyjrzała mi się uważniej jakby nie mogła uwierzyć, że przed nią stoję i przeniosła spojrzenie na czarnowłosego chłopaka, aż pisnęła gdy zobaczyła pistolet w jego ręce. – C-Co tu się dzieje?!
-Czy to jest ta osoba, o której mówiłaś? – spytał policjant wskazując mnie pistoletem.
-A w życiu. To mój przyjaciel, możesz go zostawić – powiedziała spokojnie. – Nie rozumiem tylko skąd ty się tu wziąłeś, Naruto.
Spojrzałem na czarnowłosego, który ciągle we mnie celował.
-Nie zamierzam z wami gadać, dopóki on nie przestanie wymachiwać bronią na lewo i prawo! – oznajmiłem zirytowany.
Chłopak nijak nie zareagował na moje słowa. Ciągle uparcie trzymał broń w górze.
-Sai… Odpuść już – pospieszyła go Ino.
Chłopak spojrzał na nią obojętnie, ale schował broń. Minął dosłownie ułamek sekundy a na jego twarzy pojawił się wielki banan. Usta rozciągnęły się po całej szerokości twarzy. Nie było śladu po poprzednim chłopaku.
-Tylko cię oceniałem – powiedział.
Przez chwilę panowała między nami cisza. Długą chwilę. W końcu połączyłem  fakty.
-ŻE CO?!
-Dobra Naruto nie ma czasu, gdzie jest Sakura? – zapytała Ino.
-Co… A no tak! Ino.. Sakura! – nie potrafiłem się wysłowić więc zacząłem gestykulować na wszystkie strony. Dziewczyna wpatrywała się we mnie z powątpieniem, natomiast chłopak cały czas się uśmiechał. Jego uśmiech był dziwny, jakby wymuszony. A może tylko tak mi się zdawało. Dobra, nie wnikam.
-Naruto! – krzyknęła dziewczyna zirytowana, a ja momentalnie oprzytomniałem i odwróciłem się w stronę wyjścia z alejki. Pobiegłem w stronę zakrętu i nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem, a raczej w to, czego nie zobaczyłem.
-Powinien tu być… - mówiłem nerwowo.
-Co powinno tu być? – zapytała Ino zdezorientowana. Sai ciągle jej towarzyszył.
-Ten chłopak. Zostawiłem go tutaj… - opowiedziałem im wszystko, co wydarzyło się odkąd usłyszałem hałas. Nie powiedziałem oczywiście skąd wracam, ani nie zdradziłem tożsamości siwowłosego. Musiałem unikać kłopotliwych pytań.
-Sakura zniknęła?! - krzyknęła Ino z niedowierzeniem.
Z twarzy Saia o dziwo również zniknął uśmiech i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu, który pomógłby nam odnaleźć Hidana.
 -Hej, Ino, nie przejmuj się. To Sakura, ona zawsze ma jakiś plan – starałem się ją pocieszyć.
-Nie byłabym tego taka pewna. Zresztą gdzie miałaby się ukryć? To wschód. Wątpię by ona znała tę okolicę.
Zastanawiałem się nad jej słowami. Ale Sakura musiała mieć jakiś pomysł, zawsze działała zgodnie z wymyślonym przez siebie wcześniej planem. Nie lubiła spontanicznych akcji.
-Ino, kim był ten chłopak? – na początku spojrzała na mnie niezrozumiale, ale po chwili domyśliła się o co chodzi.
-Nie wiem, widziałam tylko jego zarys. Nie widziałam twarzy. Sakura gdy tylko go zobaczyła zaczęła zachowywać się jakoś dziwnie. Ruszyła jak torpeda na ten dach. Nawet nie zdążyłam zareagować, a jej już nie było… - westchnęła zrezygnowana.
Czyli nic nowego się nie dowiedziałem. Tylko tyle, że Sakura zachowywała się dziwnie.
-Rozumiem…
Na moment panowała cisza.
-I co, będziemy tak tutaj stać? Sakurze może grozić niebezpieczeństwo. Nie zamierzam sterczeć tu jak kołek. Musimy zacząć działać! – próbowałem przemówić im do rozsądku.
-Powiedz mi w takim razie, co zrobić?! – krzyknęła blondynka – najpierw musimy mieć plan, nie możemy tak po prostu szlajać się po ulicy i liczyć na cud!  
Atmosfera była coraz bardziej napięta. Jedynie Sai się uśmiechał. Co za irytujący koleś.
-Stojąc tutaj na pewno jej nie pomożemy.
-Możemy się rozdzielić. Ja z Ino pójdziemy w tamtą stronę – Sai wskazał na jedną z dziur w ścianie budynku znajdującego się po lewej stronie – a ty tędy – pokazał dziurę pod zadaszeniem.
Nie miałem ochoty słuchać jego rozkazów, jednak w tym momencie liczyła się tylko Sakura.
Bez  zbędnych komentarzy od razu ruszyłem we wskazane przez bruneta miejsce.


~~


Powoli mijała godzina, niedługo powinien się obudzić. Udało mi się znaleźć kran, więc przemyłam jego rany. Usiadłam obok ławki i zastanawiałam się nad przyczyną utraty przytomności. Ciało całe pokryte miał siniakami, krwiakami, dostrzegłam też kilka rozcięć.
Rozcięcie na wardze i czole widziałam wcześniej, teraz zauważyłam jeszcze szramę z prawej strony żeber, ona była źródłem krwi na bluzce. 
Rany na pierwszy rzut oka wyglądały strasznie jednak po krótkiej analizie ustaliłam, że nie ma groźnych obrażeń. Możliwy jest wstrząs mózgu.. Tylko nie wiedziałam co mogło go spowodować, przypomniałam sobie całe zajście, którego byłam świadkiem. Ciosy były wymierzone w celu zadania bólu. Siwowłosy chłopak unikał okolic głowy oraz większych upadków. Jestem prawie pewna, że „ten zły” nie chciał by jego przeciwnik stracił świadomość, jego zachowanie na to nie wskazywało.
Zmieniłam pozycję, teraz klęczałam koło ławki i wpatrywałam się w jego twarz.
-Nic się nie zmieniłeś, Sasuke… Zawsze pakujesz się w kłopoty – powiedziałam odgarniając mu włosy, żeby mieć lepszy widok na jego profil. – Ale mógłbyś już się obudzić…
Westchnęłam i oparłam się o krawędź ławki.


~~


Kręciłem się po okolicy. Czułem, że zamiast być coraz bliżej Sakury to coraz bardziej się oddalam.
Szedłem już jakiś czas prosto przed siebie.
W końcu nie wytrzymałem. Najwyżej ktoś mnie usłyszy i co z tego.
-SAKURA–  pierwsze podejście.
Odpowiedziała mi cisza.
-SAAAAKURAAAAAAAAAA – drugie podejście.
Teraz już na pewno wszyscy w okolicy wiedzą, że tu jestem.
Westchnąłem i wróciłem do poszukiwań starając się nie tracić nadziei.


~~


Już przysypiałam, gdy usłyszałam wołanie.
To było moje imię. Głos bardzo dobrze mi znany.
Co tutaj robił Naruto? Jaka jeszcze spotka mnie niespodzianka tego dnia, który wbrew pozorom zaczął się dopiero dwie godziny temu?
Drugi wrzask. O wiele donośniejszy. Dochodził zza bloków.
Mało kto zna przejście na ten plac zabaw, więc Naruto musiałby się natrudzić, żeby tu przyjść.
Miałam tysiąc myśli na minutę. Co teraz robić? Przydałby mi się ktoś, kto przetransportuje bruneta do szpitala. Może udałoby mi się iść samej, ale gdzieś w okolicy szwenda się ten siwowłosy. Co więcej, nie mam pewności, że jest sam. Tutaj wbrew pozorom jest bardzo bezpiecznie.
Jednak z drugiej strony Sasuke potrzebuje znaleźć się w szpitalu. Może powinnam na moment go tutaj ukryć i pobiec po pomoc…
Wstałam i skierowałam swój wzrok na bruneta.
-Zaraz tu wrócę, nie ruszaj się – pogroziłam mu palcem i wbiegłam do tunelu. Nawet jakbym tam została na nic bym mu się nie przydała. Gorzej jeśli jego stan się pogorszy.


Przy każdym zakręcie rozglądałam się na wszystkie strony. Bałam się. Byłam teraz zupełnie sama, a szarowłosy mógł być wszędzie. Albo jego kumple. Naruto nie zachowywał się zbyt dyskretnie. Na pewno każdy w okolicy go słyszał.
~~ ~~
Pobiegłam szybko w stronę bloków, skąd słyszałam głos blondyna.
Kilka zakrętów i udało mi się go znaleźć. Zatrzymałam się i próbowałam złapać oddech.
Blondyn nie zauważył mnie, ponieważ był zbyt zajęty kopaniem w bok bloku.
-A ściana czym ci zawiniła? – zapytałam, a na moich ustach zagościł kpiący uśmiech. Nareszcie mogłam się rozluźnić. Blondyn zawsze tak na mnie działał, czułam się przy nim tak swobodnie i bezpiecznie.
Naruto natychmiast odwrócił się w moją stronę. W jego oczach widziałam kolejno niedowierzenie, ulgę, radość a na końcu złość.
-Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego jak bardzo się martwiłem? Jak mogłaś zachować się tak lekkomyślnie?! – zbliżał się w moją stronę grożąc mi palcem. – Nigdy więcej tak nie rób – powiedział przez zaciśnięte zęby.
Uniosłam do góry jedną brew. On tak na poważnie?
-Mi również miło cię widzieć, Naruto – powiedziałam z uśmiechem.
Blondyn tylko westchnął i przytulił mnie do siebie.
-A gdzie przyczyna całego tego zamieszania? – zapytał, a w jego tonie głosu wyczułam coś dziwnego… Nie potrafiłam tego opisać.
-Chodź, musisz mi pomóc – powiedziałam i pociągnęłam go za rękę w stronę tunelu. Chłopak o dziwo nie zadawał żadnych pytań aż dotarliśmy.
-Ok, teraz tłumacz skąd tak dobrze znasz te wszystkie uliczki – nakazał stanowczo.
Przypomniały mi się wszystkie dni, które spędzałam samotnie właśnie między tymi ulicami. Tutaj zdobyłam pierwszego „przyjaciela z zewnątrz”. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie.
-Kiedyś spędzałam tutaj sporo czasu – odpowiedziałam zdawkowo.
-Tylko tyle? – spytał rozczarowany.
-Nie mamy teraz na to czasu – powiedziałam, gdy wychodziliśmy z tunelu.
-Plac zabaw? – zaczął rozglądać się po miejscu, w którym spędziłam połowę swojego dzieciństwa. Jego wzrok zatrzymał się na ławce – niemożliwe… - Podbiegł bliżej.


~~


-Sasuke?! – nie mogłem w to uwierzyć. Przez całą tą sytuację zapomniałem o tym, gdzie biegłem. Chciałem się z nim zobaczyć… Ale nie sądziłem, że to się stanie w takiej sytuacji.
Spojrzałem w stronę zdezorientowanej Sakury. Uroczo uniosła prawą brew do góry.
-Znacie się? – spytaliśmy w tym samym czasie.
-Tak – odpowiedź również przyszła w tym samym momencie.
Zaśmialiśmy się.
-Ok ty pierwsza się tłumacz – powiedziałem z uśmiechem.
-Spotkaliśmy się kiedyś, gdy byłam mała – Sakura zawsze o swoim dzieciństwie mówiła bez żadnych szczegółów. Chciałbym aby pewnego dnia bardziej się otworzyła… Ale nic na siłę. –Twoja kolej.
-Chodziliśmy razem do szkoły, jednak z pewnych przyczyn Sasuke musiał się przenieść do Oto – nie wiedziałem, ile mogę Sakurze zdradzić.
-Rozumiem.
-Więc w czym miałem ci pomóc?
-To zależy ile wiesz. Widziałeś tego szarowłosego?
-Tak.
-Wiesz, gdzie jest?
-Nie wiem – odpowiedziałem szczerze, nie miałem pojęcia gdzie mógł zniknąć – ogłuszyłem go, potem miałem lekkie spięcie z policją, a tamten zapadł się pod ziemię.
Sakura westchnęła i przegryzła wargę.
-Musimy zaryzykować. Sasuke trzeba przenieść do szpitala. Sama nie dam rady – założyła ręce na piersi.
-Zgoda, dla ciebie wszystko – powiedziałem i uśmiechnąłem się szeroko. Sakura oddała gest jednak zastąpiła go grymasem, gdy spojrzała w stronę kruczowłosego. – Wszystko w porządku?
-Powinien już się obudzić i ma gorączkę – powiedziała zmartwiona. – Musimy się pospieszyć.


-Więc na co czekamy? – powiedziałem i wziąłem Sasuke pod ramię. – Mam nadzieję, że nie ma nic połamanego, bo ostrożność nie jest moją mocną stroną – ostrzegłem i wziąłem chłopaka pod ramię.
Ograniczając wymianę zdań do minimum opuściliśmy dzielnicę wschodnią i skierowaliśmy się w stronę szpitala.



Jak widać pojawił się kolejny rozdział. W sumie to dziwnie się czuję publikując go. Dla niektórych może być zbyt długi, dla niektórych zbyt krótki... Moim zdaniem powinno być jeszcze przynajmniej kilka stron. Wiem, wiem. Ja to tworzę i mogłam sobie te strony napisać, a nie teraz narzekać... Problem w tym, że jeśli dodałabym ten wątek, który zaplanowałam to Rozdział II byłby stanowczo zbyt długi. Nie wiem, czy sam ten wątek nie zajmie mi całego Rozdziału III, szczerze mam nadzieję, że nie.
Ale dobra nie będę wam tu zawracać głowy takimi pierdołami. 
Mój dylemat postaram się rozwiązać w inny sposób, może z drobną pomocą... Zobaczymy. 
Nie wiem, czy każdy widział, jeśli nie to zapraszam do działu Postacie bo jak zauważyliście pojawili się już nowi bohaterowie, a także kilka aktualizacji. Postaram się wszystko uzupełniać na bieżąco, żeby wam się wszystko ładnie, pięknie czytało... Takie kąciki dla ciekawskich (chociaż na chwilę obecną informacje tam są bardzo ogólne). 
Co chciałam jeszcze omówić...  Szablon. 
Niech on was nie zniechęca, to tylko okresowy szablon, przygotowuję już nowy, taki bardziej w klimatach Podziemia, bo coś mi się obecnie nie zgrywa szablon z fabułą. XD
Z kolejnych zapowiedzi: muzyka to obowiązkowo! Ale dopiero po skonstruowaniu szablonu, żeby(znowu) wszystko się zgrywało (obiecuję, że będzie). 
Ok a tak teraz omijając insanity.. Wiecie co jest straszne? 
Gdy macie jednego bloga. W **** nauki, a do głowy co chwilę przychodzą coraz to nowsze pomysły. 
Czuję, że pojawi się jeszcze nie jeden blog SS mojego autorstwa,zamierzam też dalej poprowadzić motyw podziemia. Życzę tylko sobie, żeby ta wena mnie nie opuściła i trzymajcie za mnie kciuki do nowego rozdziału. 

PS: Zapraszam do komentowania, e-mailowania, obserwowania, odwiedzania, czytania, plusowania i co tam jeszcze można robić! :)

Obserwatorzy